Od czego by tu zacząć...

Udostępnij ten post

Nowy tydzień rozpoczęty, drugie pranie się pierze (tak na marginesie jestem uzależniona od prania - na maxa!) więc czas na jakieś podsumowanie weekendu.
A weekend rozpieszczał pogodą i aurą rodzinności i miłości. Oh yeah! W piątek ruszyliśmy w plener miejski celem kupienia dla mnie płaszcza! O mój Boże Bożenko! Jest! Wisi! Założony bach bach do tego szal i jesienny outfit grany! Nigdy tak szybko nie wybrałam czegoś dla siebie.
Miłoszowi też kupiłam kilka ciuszków, bo nigdy mało. Uwielbiam mojego syna a w koszulach razy dwa i gdy tylko widzę dostępny dla niego rozmiar biorę w ciemno. Ok trochę ściemniam, bo ostatnio kupiłam też dwie koszule w rozmiarze 80, ważne by nie małe. Szafa cierpliwa wszystko pomieści ;) Tak już mam. Jeśli komuś uda się mnie powstrzymać przed kupnem czegoś chylę czoła. 
Po wyjściu z centrum handlowego ruszyliśmy na spacer. Byle dalej, byle milej.
Uwielbiam chodzić po mieście, wygłupiać się, buszować po sklepach i odwiedzać znajomych. Nawet w ZUSie poszło jak z płatka. 
Cóż chcieć więcej?!
Sobota była powtórką z rozrywki. Zakończona wizytą u rodziców. Całkiem przyjemnie było spotkać się, tym bardziej, że przyjechała babcia (moja babcia) a więc przy obiedzie siedziała czteropokoleniowa rodzina. Mama sobie troszkę nagrabiła chcąc dać Lelkowi jabłko ale szybko się wycofała z takimi pomysłami. Chcę sama (ok razem z Daddym) dać Miłoszowi jabłko, zobaczyć jego ździwiona minę, chcę cyknąć przy tym sto zdjęć by kiedyś jak już nasz ptaszek opuści rodzinne gniazdo móc wspominać. Taaaak, tak szeroko zakrojony plan mam... 
Oczywiście nie obyło się bez wpadki. Miłosz walnął kupsztyla, aż mu na plecy wjechała. Mieliśmy wracać do domu (a co z pięknym dniem?!) ale Mommy wpadła szybciutko do sklepu kupiła bodziaki, bluzke i było cacy. Yupi! Teraz na takie wpadki jestem przygotowana. 
Niedziele leniwie spędziliśmy do południa w łóżku, wyczłapaliśmy się na spacer by Leluś po 19 już wykąpany chciał iść spać. 
My zrobiliśmy pizze, wcześniej kupiliśmy Karmi (bleeee, nie było Bavarii 0%! Więc z braku laku było Karmi) i obejrzeliśmy film"Frank".
Film hmm, ciężko powiedzieć. O ludziach z wkrętkami. Pod koniec błagałam by się skończył. Później zarzuciliśmy "A.I. Sztuczna inteligencja" film, który pewnie każdy z Was zna, my oglądaliśmy pierwszy raz. W paru momentach było mi przykro, Jude Low sprawił, że się prawie poryczałam ze śmiechu, ogólnie na plus, jednak ten motyw z kosmitami na końcu?! Masakra... No ale... 
Tak więc kilka minut po 1 w nocy skończył się piękny, jesienny weekend. 
Życzę sobię i Wam by takich weekendów rodzinnych, szczęśliwych, naturalnie pięknych było więcej w naszym życiu. Ale chcieć to móć. 
Nie goniąc za niczym.







Brak komentarzy :

Prześlij komentarz