Napięcie mięśniowe, dysplazja i inne świństwa...

Udostępnij ten post

Przy ostatnich szczepieniach i badaniach nasz pediatra stwierdził, że Miłosz ma asymetryczne napięcie mięśniowe i należy go przebadać pod wzgledem neurologicznym i pójść z nim na rehabilitację.
Ręce mi opadły. W pierwszej chwili pomyślałam: "Damy radę na rehabilitację pochodzimy i bedzie cacy". Po powrocie do domu poczytałam o tym w necie i po kilku chwilach mogłam stwierdzić, że Miłosz nie ma czegoś takiego. Owszem zaciskał wtedy piąstki ale w jego wieku miał do tego prawo. No ale nic. Lekarzem nie jestem do poradni się wybraliśmy.
Jak zwykle wszystko potoczyło się be, bo wizyta na 16, Miłosz cały dzień nie spał, nie miał ochotu zjeść, się ubrać i skończyło się na płaczu. W samochodzie usunął a ja myślałam tylko o tym, że znowu się zestresuje, znowu się "zepnie, ściśnie" i będzie napięcie jak nic. Ale życie mi pokazało by dać sobie spokój z czarnymi scenariuszami.
Miłosz z bananem na ustach został "wykręcony" na wszystkie strony by w końcu zostać posadzonym. Pogadał po swojemu z neurologiem i okazało się, że jest super.
Jestem szczęśliwa, bo lekarz stwierdziła, że Miłosz rozwija się wybitnie dobrze, że wszystkie odruchy ma prawidłowe i, że żadnego napięcia mięśniowego nie ma.
Banalne zdanie, które chcę słyszeć codziennie.
Ohhhh yesssss!
Cieszę się, że będę mogła pokazać kartkę z wynikiem badań pediatrze. Cieszę się cholernie. Ja wiem, że lepiej chuchać na zimne ale ile stresu muszą przejść rodzice przez takie rozpoznania to głowa mała. Z bioderkami też robiliśmy badanie na cito, na już, bo według innego pediatry Miłosz miał dysplazję stawu biodrowego. 200 złotych za usg i konsultację po 50-sięciu telefonach by nas gdziekolwiek przyjęli w okresie urlopowym poszło wydane, zaklepane ;) Choć każda mama wydałaby wszystko co ma by usłyszeć kolejną dobrą nowinę. My usłyszeliśmy, że "dziecko bioderka ma wręcz książkowe...". 
2-0 dla nas pediatrzy ne ne ne ne neee ;) 
Ok. Nie ma co się cieszyć. Trzeba podziękować. Światu, energii, równowadze, Bogu i naturze.
DZIĘKUJĘ. 
Podsumowując.
1. Nie wyobrażam sobię jaki stres muszą przeżywać mamy chorych dzieci. W tej chwili wysyłam Wam mega dużo pozytywnej energii i siły, byście zawsze były takie dzielne. 
2. Niestety, po kolejnych wizytach u pediatry cisną mi się na ustach słowa, których nie chcę wypowiadać/pisać. Muszę chodzić ze zdrowym dzieckiem do specjalistów i to nie jest ok. To kosztuje drodzy pediatrzy a ja nie chcę by pikawa mi stanęła przed zobaczeniem swoich wnuków. Stres robi swoje. Rodzice zwłaszcza swojego pierwszego dziecka na wstępie muszą latać po neurologach, ortopedach i innych, bo lepiej dmuchać na zimne. Wiem, że powinnam się cieszyć, bo Miłosz jest zdrowy, lekarze czujni. Jednak... To nie jest ok gdy żyjesz myślą, że coś może dolegać twojemu dziecku i albo wyłożysz hajs na wizytę prywatnie albo czekaj pan na wizytę na nfz... Niesprawiedliwe... 
Majlo śpi a ja Wam życzę zdrowych dzieci, cierpliwości i tylko dobrych wieści.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz