A niech leje...

Lubie deszcz. Gdy pada. Gdy leje. Gdy leżę w łóżku i słyszę jak krople deszczu odbijają się od dachu. Wtedy nawet psom się nie chce szczekać. Leżę i słyszę kap kap. Samochody wjeżdżają w kałuże, robi się głośno i po chwili słychać tylko uspokajający deszcz. Wtedy kawa inaczej smakuje. Myśli krążą wolniej. Możesz myśleć o konkretnej sprawie i w tej ciszy odnaleźć odpowiedź na nurtujące cię pytanie. Tylko musisz się temu oddać. Rozkoszować się chwilą mierzoną litrami spadającej wody. Nie myśleć, że przecież w ten deszcz musisz iść do pracy, do sklepu, po dziecko do przedszkola. Idź, doceń matkę naturę. Nic w przyrodzie nie ginie przecież. Pozwól dziecku wejść w kałużę. Ono jeszcze potrafi cieszyć się małymi uciechami. Żyje chwilą. Jest wolne. Spójrz na nie i odnajdź tą wolność. Poczuj, że żyjesz. Właśnie w ten deszczowy dzień odkryj cud życia. Bez pustych frazesów. Pokochaj świat za to jaki jest. A jeśli nie jest jaki byś chciała? Zmień go. Tylko nic na siłę. Niech wszystko idzie naturalnie. Wiesz plan -> działanie -> zadowolenie. Przeszkody? Nie omijaj. Stajesz się dzięki nim silniejsza. Ja to wiem. Każda łza zbudowała mnie silniejszą, mocniejszą, trwalszą. Nie pochylaj się gdy wiatr wieje prosto w twoją twarz. Wyprostuj się. Z góry widać więcej. Widać cel do którego idziesz. Ten wiatr wiejący w plecy rozpędza Cię tylko na chwilę. A co jeśli nie nadążasz przebierać nogami? Upadasz. Upadki są dla twardzieli. Uwierz mi żaden słabiak nie potrafi podnieść się i kroczyć dalej ku obranemu celu. Dlatego nigdy nie załamuj się. Nigdy nie myśl, że nie dasz rady. Czerpanie siły z wściekłości daje siłę tylko na chwilę. Prawdziwy sukces przychodzi na zimno. Kiedy wiesz skąd dokąd podążasz. I dla kogo to robisz. Dla siebie? Tak. To najważniejsze. Wiedzieć, że znosisz wszystkie niedogodności dla siebie samej. Więc czerp przyjemność bycia tu i teraz. Nawet gdy tak leje na dworze. Nawet gdy jakaś pinda ochlapie cię gdy będziesz wracała ze stosem siatek do domu. Przyjdź, spójrz na to wszystko. Masz to. Zarobiłaś. Kupiłaś. Jest twoje. TWOJE. Zaparz sobie kawę. Usiądź przy oknie i pomyśl: "razem z tym deszczem narodziłam się ja. Silniejsza. A Ty patrz, dopiero się rozpędzam..."

Kropka. 


Czytaj dalej

Sen mojego dziecka...


Uwielbiam sen mojego dziecka.
Uwielbiam wszystko to co powtarza się codzień.
Uwielbiam mojego synka w piżamce.
Uwielbiam patrzeć jak zasypia i gdy już śpi.
Uwielbiam gdy coś mu się śni i marszczy swój mały nosek.
Uwielbiam gdy leży z wypiętą pupką.
Uwielbiam gdy pada zmęczony w butach choć przed chwilą biegał jak szalony.
Uwielbiam gdy tuli swoją poduszkę i gdy zabiera mi ją przez sen.
Uwielbiam każdy jego wdech i wydech, który jest liczony w uderzeniach mojego serca.
Uwielbiam gdy budzi się i przytula moją twarz swoimi małymi rączkami. 
Uwielbiam jego uśmiech, gdy zobaczy, że nie śpię.
Uwielbiam jego "cześć" wypowiedziane szeptem, tak bardzo ciuchutko.
Uwielbiam gdy ma ten uśmiech, który mówi mi, że chce położyć głowę na mojej poduszce tuż obok mojej głowy i chce wcisnąć się pod moją kołdrę.
Uwielbiam jego zadowoloną buźkę gdy widzi, że robię dla niego miejsce.
Uwielbiam jego małe stópki, zarzucone na mnie.
Uwielbiam jego ciepło i zapach jego włosów.
Uwielbiam gdy jest.
Macierzyństwo jest prawdziwą magią.

"Jeśli przed twoimi narodzinami, mogłabym pójść do nieba, zobaczyć wszystkie piękne dusze, nadal wybrałabym Ciebie..."


Czytaj dalej

NATIVE FITZSIMMONS KIDS... Nie na naszą zimę!

Nie wiem czy wiecie ale jestem dość wymagająca jeśli chodzi o produktu dziecięce. Czy to są zabawki czy jedzenie czy ubrania. Nienawidzę kupować czegoś z czego nie będę w 100% zadowolona jednak nawet gdy przewertujemy fora, zapytamy kolegów/koleżanek o opinię czy też w końcu zaufamy opisowi producenta możemy zaliczyć wpadkę. Taka wpadka została u nas zaliczona jeśli chodzi o buty: 
NATIVE FITZSIMMONS KIDS



Kilka faktów:
1. W listopadzie wygraliśmy te buciki w konkursie. Dotarły do nas w grudniu a w międzyczasie zaliczyliśmy chorowanie Lelka, mrozy i siedzenie w domu. Nie mieliśmy okazji użytkować ich jesienią dlatego bardzo przepraszam osoby, które mi zaufały i kupiły te buciki... 
2. Ponieważ obecnie trwa promocja na te buciki wiele z Was pyta nas o opinię. 
Dotychczas odpowiadałam: te buty są świetne. Ale... Już nie są, dlaczego? Bo design to nie wszystko. Choć prezentują się pierwszorzędnie!  

Dystrybutor na swojej stronie pisze o tych butach:
"Nadają się do chodzenia po mieście zarówno w deszczową jesień, jak i mroźną zimę, bo utrzymują ciepło wewnątrz buta dzięki “wbudowanej” ciepłej skarpetce z neoprenu oraz piance o podwójnej gęstości." 

I to jest kłamstwo. A dlaczego?
Po 1. Deszczowej jesieni nie zaliczyliśmy ale zaliczyliśmy spacer po parku podczas deszczowej zimy. Dziecko jest dzieckiem. Wejdzie wszędzie. Buty dla dziecka muszą być nieprzemakalne. Muszą być ciepłe. Przemoczenie butów nie wchodzi w grę chyba sami rozumiecie dlaczego a tak wyglądają skarpetki po kilkunastominutowym spacerze 20 miesięcznego dziecka po parku:


Dlatego stwierdzenie producenta:
"Wykonane z pianki EVA, w całości wegańskie, ciepłe i nieprzemakalne" jest dla mnie kolejnym kłamstwem. Okrutnym wręcz, ponieważ jako matka zaufałam im zakładając Miłoszowi buty na nóżki.

Dla mnie nie ma wytłumaczenia, że dziecko weszło po kostki do kałuży, bo
A. nie weszło rozumiem różnice między kaloszami a butami miejskimi
B. Podobno buty są nieprzemakalne! Nawet gdyby nie mają prawa przemoknąć... A zachowują się jak sandały ;)
Ile Was nie wchodzi w kałużę podczas zwykłego wyjścia do sklepu? Nie musi być dużo tej wody. 
Moje zamszowe buty (tak ZAMSZOWE) podczas tego spaceru nie przemokły w ogóle podczas gdy ja dwa dni zastanawiałam się czy przez ten spacer moje dziecko się nie rozchoruje. Chwała za to, że wróciliśmy do domu a nie poszliśmy na rundkę po sklepach... 

Po 2.
Te buty nie utrzymują ciepła. Wychodziliśmy do temperatury -5 maksymalnie i zawsze, pomimo założenia Miłoszowi rajstop i dodatkowych skarpetek jego stópki to lody. 



Nie da się im odmówić uroku osobistego. Jeśli jest sucho buty są super. Ale gdy przychodzą roztopy tudzież gdy wyjdziemy z dzieckiem na śnieg i śnieg pozostanie na butach w miejscu wiązania, gdzie jedynym zabezpieczeniem twojego dziecka jest czarna skarpetka (!) roztopiony śnieg zamieni się w wodę a ta woda z pewnością znajdzie się w skarpetce twojego dziecka. 

Dlatego ja jako Mama, jako ktoś kto miał okazję przetestować te buty pragnę przekazać Wam MOJE zdanie na temat tych butów:
Nie są warte ani tej ceny ani zdrowia Waszego dziecka. 

A dystrybutora chciałabym prosić o jedno: by nie generalizował sytuacji do "moje dziecko nosi i nic takiego się nie dzieje". Każde dziecko jest inne. Moje biega z patykiem po podwórku i nie patrzy czy na chodniku jest woda czy nie. Czy wbiegnie w kilkucentymetrowy śnieg. Przebiega, tu chlapnie tam chlapnie a bucik jest tak skonstruowany, że po długości buta biegnie materiał, który przemaka...




Czytaj dalej

Jaka jest mama?



Bycie Matką dla mnie jest czymś totalnie-mega-hiper-ekstra-super zajebiste. Spełniam się w tym i nie raz Wam moim drodzy o tym pisałam.
Matki nie powinno się oceniać. Powinno się ją wspierać, wysłuchać, coś jej doradzić ale nic na siłę. Nigdy oceniać. Nigdy nie przypinać metki takiej czy siakiej matki. Bo mamy są różne. Różne mają cele w życiu i niekoniecznie poświecają się bez reszty odrzucając swój świat by uszczęśliwić dziecko. A przecież dziecko szcześliwe jest także wtedy gdy mam jest szczęśliwa. Są mamy zapracowane, są mamy wyrzekające sie własnego ja, są mamy godzące pracę z życiem domowym i są tzw. kury domowe. Nie rozumiem dlaczego, kiedy pojawia się dziecko mama powinna odrzucać dotychczasowe zainteresowania, swoje przyzwyczajenia i pasje jeśli nie kolidują one z troską o dziecko. Nie rozumiem czemu ta czy inna ocenia mnie, bo jestem umalowana, bo nie mam odrostów do ucha i nie łażę w wyciągniętym dresie. Że niby moje dziecko jest zaniedbane przez to? No way! Są dni kiedy chodzę cały dzień w piżamie, nie mam zamiaru wyjść z domu i w ciepłych skarpetach przeleżeć z dzieckiem cały dzień. Nie ma co generalizować. Każda mama jest inna. Każda ma swoje triki, swoje sposoby na to by być szczęśliwą i jeśli tylko dziecko tejże matki jest szczęśliwe to po co kogokolwiek obrażać? 
Matek na świecie było, jest i będzie mnóstwo. I jest ich kilka rodzai.

Są to Matki z wyboru chociażby. 
Takie jak ja, które swoje dziecko stawiają nade i przede wszystko i ich szczęście będą przekładać nad wszystkich nawet nad swoje własne, bo dla nich dziecko jest szczęściem. Słoneczko mimo sztormów, burzy, dołów itd.

Są też Matki, które nimi zostać nie planowały.
Tu znajdują się wszystkie mamy, które mimo, że los/Bóg/Matka Natura/ jakakolwiek opatrzność/fatum czy przeznaczenie zdecydowało za nie. To są mamy, które są w szoku a potem lecą łzy szczęścia. Bo oto tak nieoczekiwanie w ich życiu pojawia się mały cud. Zachowują się z czasem ja Matki z wyboru, różni ich tylko to planowanie, Stają na wysokości zadania. Radzą sobie ze wszystkim mimo wszystkiego. Zostawiają w tle swoje dotychczasowe życie, motyfikują je tak by teraz w tym oto miejscu było dziecko. Szczęśliwe, kochane dziecko.
Takim Mamom dziękuję, że są. Że wybrały życie nie wygodę. 

Są też matki (celowo z małej), które nimi zostać nie chciały (a to co innego niż nie planowały) i po porodzie nimi nie będą.
Są to wszystkie matki, które na wieść o ciąży nie zmieniły trybu życia, nie cieszyły się, że dziecko będzie a po porodzie marzyły tylko by wyjść z domu. Takich matek nie powinno być wcale i takich matek nie cierpię. 

Ale pośród nich są mamy też, które ubóstwiam. I stawiam je sobie za wzór. Są to:
- Mamy dzieci chorych
Drogie Mamy ja Was podziwiam. Oddałabym 90% moich siły dla Waszych dzieci (te 10% zostawiam sobie dla syna) i dla Was. Chwalę Was za siłę, za bycie przy dziecku, za heroiczną wręcz postawę i walkę każdego dnia o zdrowie własnego dziecka. Dziękuję, że jesteście z nadzieją, że będzie Was coraz mniej by w efekcie dzieci były zdrowe!

- Mamy samotne
Nie wiem jak sama bym poradziła sobię z dzieckiem. Nie wiem jak by było mi bez wsparcia ze strony taty Miłosza, bez pomocy przy nim, wstawania na zmianę by podać butelkę. To piękne, że jesteście na straży i jesteście jedne za dwoje. 

podziwiam też młode Mamy
Te które może wpadły, może chciały mieć juz dziecko, męża, rodzine, swoją własną taką ciepła i dobrą. Podziwiam, że nie w głowie im była wódka, koka i balet. Niech żyją Mamy niezależnie od ich wieku. Zależnie od ich podejścia.

Mamy, które oddały swoje dzieci
Nie. Nie kontrowersyjnie na doczepkę. Serio. Totalnie serio. Mamy, które z jakichkolwiek przyczyn nie mogą zostawić przy sobie dziecka, nieważne z jakich, czy to z gwałtu, biedy, samotności, choroby. Nie mi oceniać. Chwalę Mamy, które zostawiają dziecko w szpitalu dając im szansę na lepsze życie gdzieś indziej niż niebo. Takie, które nie widzą rozwiązania w aborcji, której ja nienawidzę i która niszczy dwa życia a nawet i trzy liczyć i Tatę. Te, którym wmawiają, że śmierć jest lepsza niż życie. Bo wygodniejsza. Za siłe, by wytrwać to wszystko. By oddać część siebie, by żyło jej się lepiej. Podziwiam Was. 

Życie depcze nasze marzenia. Życie jest inne dla każdego z nas. Każda osoba ma w jakiś sposób na nas wpływ. Nie oceniajmy innych. Nie dopowiadajmy sobie scenariuszy. Nikt przy zdrowych zmysłach nie jest do końca zły - tak myślę...

Pielęgnujmy w sobie dobro i przekazujmy miłość.
 Jakie to inne od tego co drzemie w sercach niektórych z Was. 

Nikt do końca nie jest dobry czy zły.



Czytaj dalej

"Jestem w drodze"




A no jestem. Nie od wczoraj i nie pierwszy raz. Zapytacie o życzliwość jaka mnie spotykała w pierwszej i drugiej ciąży... A ja zapytam: co to takiego jest ta życzliwość?

Jako mała dziewczynka byłam przygotowywana do życia w społeczeństwie. Do tego by mówić dziękuję, proszę, przepraszam. Zawsze (no prawie zawsze) zapala mi się lampeczka w głowie z napisem "KARMA WRACA". A więc gdy teraz jako dorosła kobieta stoję w kolejce czy jadę autobusem emanuję życzliwością w stosunku do matek (tych z wózkami, z rozwydrzonymi czy też grzecznymi dzieciakami i tych jeszcze w ciąży), osób starszych i tych którzy mojej życzliwości potrzebują. 

Ale ta karma to roztrzepana istota i czasem się zapomina. Czasem, bo np. zeszły wtorek. Ja, naście osób przede mną w kolejce do punktu pobrania krwi i matka z dzieckiem około rocznym. Dziecko wyje niesamowicie. Proszę mi wierzyć to był ryk jakich mało. Więc nieśmiało mówię: dzieci wchodzą przed wszystkimi, proszę wejść. Najzwyczajniej w świecie wiem co to dziecko przeżywa a ja razem z nim, bo hormony buzują, łzy stanęły mi w oczach. Naście osób nienawistne spojrzenie mi rzuciło (średnia wieku 60+) i ktoś pośród nich do siebie "i może ta z brzuchem się wciśnie jeszcze?"... No nie wcisnę się. Pal to sześć, że mdli mnie jak skurczybyk, że cukier mam mieć mierzony więc na czczo a ciąża to nie czas na bycie na czczo oj nie... No ale cóż limit życzliwości wyczerpało dziecko, więc ja twardo wysiedzę...

Zeszły miesiąc kolejka do gabinetu usg.
Przychodzę i pytam 4-5 osób kto na jaką godzinę ma numerek, bo jakoś trzeba się dostosować ja mam na 13:10. Podchodzi do mnie dziewczyna, ja i ona w ciąży ona raczej na finishu, mówi, że jest bez numerka, czy mogę ją przepuścić, bo już ponad godzinę czeka i nikt jej nie chce wpuścić. Ponad godzinę... 
I mówię: "drogie panie, każda z nas wie jak to jest być w ciąży, bądźmy ludźmi, dziewczyna ledwo siedzi, nogi ma spuchnięte, przepuśćmy ją". Cisza. Cisza! Więc gdy lekarz spytał "kto następny" wcisnęłam tą dziewczynę mówiąc "ta pani". 

I teraz czytam sobie o akcji "jestem w drodzę". Link do akcji - http://jestemwdrodze.pl/fundacja/

W skrócie możesz się zarejestrować, pobrać znaczek i przypiąć do klaty, by znaczek za ciebie mówił, że jesteś w ciąży... Czujecie to?! 
Mam przed oczami dziewczynę z brzuchem takim, że bałabym się jechać w tak zaawansowanej ciąży autobusem. Upał. Wszystkie miejsca zajęte. Wszyscy nie chcą widzieć tej dziewczyny. Nikt nie ustąpił jej miejsca. Proszę chłopaka by jej ustąpił. Zawsze prościej prosić o pomoc dla innych niż samemu. Z wielkim fochem ustąpił. Skoro ten brzuch nikogo nie "ruszył" to niby znaczek ma? 

I najlepsze co znalazłam na tej stonie:
Cytuję! Podkreślam, że cytuję, bo wciąż wierzyć mi się nie chce:
"Na podstawie własnych doświadczeń doskonale wiemy, że ludzie chętnie pomagają kobietom w ciąży". 
I pytanie: czy ja żyję w jakimś chorym mieście? Może chory na nieżyczliwość jest 99% mazowsza? Albo doświadczenie ludzi prowadzących akcję jest oparte na opowiadaniach jakiejś szczęśliwej mamy?
No nie wiem... 
Ile z Was spotkało się z życzliwością w ciąży?! Ile? Jedna na sto? Ale tak serio? 

Honorowym patronem akcji jest NFZ. 
Uwierzcie mi taniej byłoby wziąć kartkę umieścić na drzwiach uprzednio pisząc na niej: 
"PIERWSZEŃSTWO DLA KOBIET W CIĄŻY" niż stworzyć i wysłać nielicznym jakieś znaczki... 

Czasem watpię by społeczeństwo się zmieniło. By było dla siebie od tak uprzejme. By nie lecieli na złamanie karku w pogoni za czymś co nie daje szczęścia...

A Wy mamy jaka "życzliwość" Was ostatnio spotkała? 
Czytaj dalej