3 2 1 Szczęśliwego Nowego Roku

Przeglądam fotografie. O ilu pięknych momentach człowiek by zapomnial gdyby nie one? Czuję szczęście. Autentycznie czuję ciepło na serduchu. Ten rok był zdecydowanie najlepszy. I to z kilku powodów. 
Przede wszystkim z powodu Miłosza. Ja i Daddy mamy cudowne, piękne i co najważniejsze zdrowe dziecko. Po perypetiach z łożyskiem i indukcją porodu (tak teraz myślę, że to perypetie wtedy było to tragedią) no i wcześniejszymi zachciankami, powiększaniem się (nigdy nie było mnie tyle i błagam niech już nie będzie - kocham mój rozmiar M a nawet czasem S, taki mi wystarczy) i wystawianiem Daddiego na próby cierpliwości 09.06. urodził się nasz SYN - duma i chluba rodu - Lelek vel Smajlek vel Miłoszek Groszek. Żadne wydarzenie nie przebije tego. No fucking way. Teraz ten groszek mówi mama, ma swoje humory, swoje fochy, swoje wypluwanie jedzenia, bo nie smakuje, bo za zimne, bo za ciepłe. Krzyczy i śmieje się na widok kota. Próbuje raczkować choć siedzieć nie potrafi jeszcze i cudownie zdejmuje mi wściekłość czy smutek z twarzy swoim pięknym, promienistym, dwuzębnym uśmiechem. I wiem, że dam radę. Że padne na pysk ale dam mu wszystko. Moja mała, wielka motywacja i mój powód wszystkiego. Ave moje dziecko! Za to dziękuje. Całuje rączki.


Powód numer 2. 
Jako matka wszystkich kotów w końcu doczekałam się swojej własnej, osobistej hodowli. Mamy swoje małe potworki, choć to pers podbił moje serce w efekcie końcowym stanęło na kota innego niż wszystkie. Z wielkimi uszami, mały łebkiem, długaśnym ogonem, sprytem i gracją. Devon Rex. Tak. To jest kot inne niż wszystkie. Taki co aportuje, biega krok w krok za właścicielem, jest mega ciekawski a przy tym taki delikatny i mądry. Nie straszne mu wysokości, choć życzyłabym sobie by Phaddie nie skakała z szafy na szafę, bo jak spadnie to zostanie z niej mokra plama. 
Papiery do rejestracji przydomka wysłane, dwie kotki są, kocur jest - nic tylko wystawić koty na wystawach i czekać na owoc miłości Kirikoura i Phaddie lub Balbi. 






Powód numer 3.
Kolejny rok u boku Daddiego. Kolejne dni wypełnione mieszanką moich i jego lepszych i gorszych zachowań. 8 lat. Kiedy to zleciało? Nieważne. Kocham Cię.
                Być fantazją, codziennością i wszystkim pomiędzy.


Mijają dni, miesiące mija rok. Na na naaa. Czas zapieprza. O ile wszystko idzie w dobrą stronę niech leci. O ile pozwala szybko przeminąć złym czasom - niech leci. Nie ma uniwersalnych życzeń dla wszystkich. Jedni pragną zdrowia, inni pieniędzy, jeszcze inni miłości a ktoś chce tego wszystkiego. Bo mu brakuje i potrzebuje, tu i teraz. Są jeszcze tacy co uparcie pragną by nic się nie zmieniło. Dlatego ja życzę Wam moim mili i niemili czytelnicy jeden rzeczy, stanu czy uczucia, którego pragniecie zachowując przy tym zdrowy rosądek. By nie było za pięknie. By się kręciło. By było po co żyć. 

Czego mogę sobie życzyć?
1. Aby moje dziecko (tak - Miłosz w pierwszej kolejności) było zdrowe. By zawsze ale to zawsze był szczęśliwy. 
2. Aby mój kocurek wygrał pare wystaw. Bym do końca 2015r. osiągnęła kilka sukcesów hodowlanych i choć jeden miot. 

Reszta niech się nie zmienia. By było jak jest. Nic mniej nic więcej.

Czytaj dalej

After Xmas

Święta, święta i po świętach, tak chciałoby się powiedzieć. Ale nie. Jeszcze zapas jedzenia trzeba zjeść, potem zbędne kilogramy trzeba zrzucić, rozebrać choinkę i pilnować jej by nie zmarzła, bo trzeba na wiosne ją przesadzić i się modlić by pierwsza miłoszowska choinka świąteczna przyjęła się, rosła piękna by za 30ści lat syn mógł przytulić żonę i dziecko mówiąc "patrz kochanie to moja pierwsza choinka" z równą dumą i uwielbieniem jakie teraz czuje ja.
Święta zawsze robią więcej szumu niż powinny. Kolejki w sklepach, bitwy o promocje, szukanie prezentów itd. I niby tylko po to by się nażreć jak świnia i beknąć jak cham. Niby. Bo wcale tak nie jest. Jeśli cały ten bałagan oznacza to, że większość świata będzie dla siebie milsza choćby na jeden dzień to ok. Ja się na to godze. Świat wciąż ma za dużo nienawiści w sobie. Dlatego ja proszę Was o jedno. Dawajcie światu to co sami chcielibyście dostawać. Serio. 
Niech 2015 rok będzie dla Was lepszy. Ale i Wy bądzcie lepsi. Bo czemu nie?! 


Czytaj dalej

Przedświąteczna pogoń...


Kocham święta. To już mówiłam, pisałam, przyjeliście do wiadomości więc opisze Wam moje piękne przygotowania do świąt. Dzisiaj wybrałam się po ostatnie bombki, łańcuchy i lampki choinkowe, bo mi jakoś wiecznie mało. Za mało ozdób, za mało światełek itd. Uśmiecham się szeroko, tak szeroko, że ludzie mogliby usłyszeć jak moje serce nuci "All I want for Christmas is youuuu" ale nie usłyszą, bo w całym tym pędzie za prezentami, karpiem i śledzikiem do pasterkowej wódeczki zapomnieli o duchu świąt i o: dziekuję, proszę, przepraszam.Tak łaziłam od sklepu do sklepu z uśmiechem małej dziewczynki na ustach i jakoś mnie zasmucili. Wróciłam do domu i pijąc kawę zapytałam sama siebie: "Czy ludzie zgłupieli już do reszty?". Ja pomalutku, wszystko z świątecznym klimatem, dziękuję, proszę a tu raz dostałam w ramię od starszej babki, raz gość się wepchnął mi w kolejkę a raz inny facet wcisnął się przede mną w drzwiach. Chamstwo ludzie! I kasjerki z fochem sięgającym szczytu mojej wyobraźni. Ja wiem, rozumiem, że są zmęczone ale kurde mać, patrzysz na panią A czy pana Be i sama nie wiesz, czy masz mieć wyrzuty sumienia, że ktoś pracuje gdy ty się oddajesz przyjemności czy jak? Hola kochani to zwykły dzień pracujący. Sama jestem za tym, by w Wigilię każdy z Was grzał dupkę w domu ale w poniedziałek? Nie przesadzajmy. Ja wiem, że ja sama nie jestem zawsze super-extra-miła ale te święta są też dla innych. Nie tylko dla 10minut podczas składanie życzeń nad opłatkiem czy między pierogami a rybą po grecku. I na koniec przedpołudnia zabił mnie "święty Mikołaj". Zabił mnie paleniem papierosów, odorem dymu, wyrzuceniem peta na ziemie i splunięciem przed sklepem, w którym stacjonował. No dzizus! Bierzesz koleś tą robotę to miej na uwadze dzieci! One w coś wierzą, na coś czekają rok. Nie jesteś menelem czy kolesiem po afterparty nie mającym siły na nic. Uśmiech przez 8godzin roboty a jak nie to się za gnoma przebieraj... 

No nic. Jutro jadę do mamy lepić pierogi, słuchać światecznych melodyjek z radia i rozkoszować się świętami w pełnej rodzinie. 

Kochani już dziś "poczujcie magię tych świąt" 🎄mimo wszystko. Bo święta są po to by się radować.


A tak na marginesie. Ostatnio oddaję swoją duszę tej piosence. Zamykam oczy i się rozpływam. Relaxuje mnie to na maxa. Czuję miłość w każdej nucie, każdym słowie. Aj. Jeśli macie ochotę na mój muzyczny gust, posłuchajcie.



Czytaj dalej

O moim drugim, pierwszym synu choć z innej matki...

Zanim zostałam mamą Miłosza zostałam mamą Biggiego Smallsa.
Pewnego dnia wracając z pracy zobaczyłam małego czarnego kotka, takiego mniejszego niż moja dłoń. Był piękny ale nie. To nie Biggie. Ten kotek był kotkiem pewnej dziewczynki, która raczej by mi nie oddała go. 
Wróciłam do domu. Był piątek. Wino, mężczyzna i śpiew. Burknęłam coś o kocie, że może fajnie by było... Iskierka nadzieji. Daddy powiedział: "może". Mi wystarczyło. 
Internet, ogłoszenia. Koniecznie czarny. Koniecznie włochaty. Niekoniecznie "normalny". Jest. Czarne, crazy-eye. Zamówiony, zaklepany. Babka ostro się targowała, w końcu cenę wywindowała skoro trafiła jej się nakręcona akurat na tego, żadnego innego. Na drugi dzień do Daddiego doszło, że ja po tego kiciusia pojadę, więc zabrał mnie na zakupy. 
Jeden ciuch tu, drugi tam, obiad na mieście, słońce świeci i jest pięknie a on mi mówi, że nie pojedziemy, że kupi mi wszystko tylko nie kota.
Czujecie?! 
Nie pamiętam jak było dalej ale dwa dni później jechaliśmy ponad 140km w jedną mańkę, po mojego kiciusia ;) the winner is... Babymommy! Again.

Facet skradł moje serce. Pamiętam jak wył cała noc, szukał mamci swojej i jeszcze nie wiedział, że to ja jestem jego nową mamą. Dał czadu jakich mało, z Lelkiem nie mialam nawet w połowie takiej choćby jednej nocy nieprzespanej co z tym futrzaczkiem. 

Zakochałam się w nim do szaleństwa.

Jest leniwy. Mega leniwy. 5 minut myśli czy wskoczyć na fotel czy może jednak zostać na podłodze. Uwielbiam jak przychodzi położyć się nam w nogi, uwielbiam, że nie da się go niczym przekupić, uwielbiam, że on nie przylatuje na zawołanie. Uwielbiam go za to jaki jest. Czasem jak spojrzy na mnie tymi ślepiskami wiem, że mnie kocha. Ach mój Biggie Smalls.
Koty są istotami specyficznymi, z własną wolą, własnym ja. Są pamietliwe, ciepłe i czasem wredne. Kociarze nie nienawidźcie mnie za to stwierdzenie. Jako matka kota wiem, że kot wredny być potrafi. Ale Biggie to moje szczęście. Mój promyczek. Moja miłość... 

"Niemal założyć się jestem gotów,

bo wątpliwości moich to nie budzi,
że gdzie jest dom szczęśliwych kotów,
tam jest i dom szczęśliwych ludzi..."

Czytaj dalej

lata '90

Miałam bardzo dobre dzieciństwo. Bardzo udane. Wspominam je mega, mega dobrze. Pamiętam wycieczki z rodzicami, latanie na plac zabaw, pamiętam jak z dzieciakami starszymi i młodszymi spotykaliśmy się i graliśmy w chowanego. Zabawa z kilkunastoma osobami w dość sporym rejonie była przednia. Albo podchody. Tak, to było coś. Pamiętam jak sąsiadka naopowiadała nam o godzinie duchów, bo już znieść nas nie mogła. Pamiętam lany poniedziałek! I wtorek, bo w moim mieście obchodziliśmy śmingusa przez dwa dni. Aj działo się. 
Lata 90te były najlepszymi latami. Bez dwóch zdań. Były jakieś czystsze, ladniejsze, przyjemniejsze, bezpieczniejsze. Uwielbiam oglądać nasze familijne filmy z tamtych lat. Jako matka teraz rozumiem czemu Tato wszystko nagrywał. I dziękuję mu za to. 
Aj kto nie pamięta zbierania karteczek (tych z notesików i tych z segregatora). Albo tych krążków z Pokemonami czy naklejki z gum. A tych gum też było sporo: Donald Duck, Turbo, Schock, Papierosy - gumy, Fruittella, Hubabuba. 
Albo zespoły muzyczne: Backstreetboys, Nsync, Spice Girls, Britney Spears i Kasia Kowalska czy Piasek. Wszystko z kaset (które nocami przegrywałam koleżankom) ale Spice Girls już miałam na płycie ;) I wszystko co można było o nich wyczytać w Bravo, no i te plakaty :) kto z nas nie miał powieszonego plakatu na ścianie? I "lista 30ton". Później z muzyką było inaczej. Dostałam pierwszą kasete Molesty choć chyba wcześniej słuchałam podpieprzoną ojcu płytę (!) Liroya. Boże jak on przeklinał! No i Wu Tang Clan. Albo dyskoteki szkolne. Czy kolonie. Kurde to miało swój urok. 
I te wszystkie seriale, oczywiście z "Alfem" na czele: "Beverly Hills 90210", "Czarodziejki", "Xena", "Słoneczny patrol", "Jezioro marzeń", "Mac Gyver", "Drużyna A". I bajeczki w stylu "Czarodziejki z księżyca", "Dragon Ball", "Power Rangers" (tak to nie bajka) czy He-man. A zanim mieliśmy kablówkę wypożyczaliśmy filmy z wypożyczalni. To były czasy kiedy "Kevin sam w domu" był nowością i nikt go nie miał dość. Gdy oglądaliśmy z rodzami "Idź na całość" czy "Randkę w ciemno". Nie osobno, nie przed komputerem - razem. Nie wiem czy wtedy każdy był bardziej rodzinny czy po prostu rodzice mieli więcej czasu dla nas nie żyjąc w ciągłej pogoni za kasą. Ale i my spędzaliśmy z rodzicami wieczory chętniej, prawda? 
Albo takie pisanie pamiętnika i "Złote myśli". Każda dziewczyna zakładała i każda z nas chciała wpisać się jako ostatnia by przeczytać co pisały poprzednie ;) 
Autentyk z moich złotych myśli:
mała Izunia pyta: słuchasz disco polo?
mała (nie chcę po imieniu) odpowiada: nie
mała Izunia pyta: Jaki jest Twój ulubiony zespół?
mała koleżanka odpowiada: Boys
Haha ryje na samą myśl o tym.
Ach trudno było nie znać chociażby "Jesteś szalona", gdy - mimo, że mój Tato słuchał na codzień Claptona, Santany, Scatmana itp. - w niedziele przy śniadaniu zarzucali ci - "Disco polo relax". Relaksem to nie było, śniadanie zjedzone w trybie pilnym. 
Jako fanka Apple ciężko mi o tym pisać ale pamiętam pierwszy komputer u nas w domu WOOWWWWW i Windows 95 i te dyskietki! 
Co jest warte przypomnienia?
granie w gumę, kapiszony, oranżada w rurce, naszyjnik tatuaż, andruty, koszulki z zespołem, "randka w ciemno", "idź na całość", zdjęcie z mikołajem w przedszkolu albo grupowe z balu przebierańców

Tak, to były inne czasy. Dzieciaki zbierały "dziwne" rzeczy, wszystko było kolorowe, miało swój klimat. Wszyscy spędzali czas na dworze. Nieważne czy była kasa czy nie. Jasne, że teraz dzieciaki też wychodzą ale wtedy było to takie "normalne". Nie centra handlowe, nie facebook, nie kluby. Każdy wiek rządzi się własnymi prawami. Czy lepszymi czy gorszymi. Trudno powiedzieć. Ja z pewnością chciałabym przeżyć to jeszcze raz. Moje dziecko będzie mówiło: "weź się mamo" na moje wspominki ale czego wymagać od dziecka, które będzie miało komórkę zamiast "o 14 na boisku", kartę płatniczą zamiast "świnki skarbonki" czy zagraniczne wycieczki zamiast kolonii na mazurach. 











Czytaj dalej

BabyMommy o zabawkach :)

Zabawki, zabaweczki. W związku ze świętami i mikołajkami my nad zabawkami się rozglądaliśmy pod koniec listopada. Stanęło na szczeniaczku uczniaczku fisher price'a i za konsultacją moich kochanych koleżanek z jajem ( młaaaa :**) kupimy i hula kula vtecha. Myślę, że to dobre "zabaweczeki" dla naszego półroczniaczka. Omówione z resztą rodziny, by na takie prezenty się nie decydowali, jeśli chcą coś kupić Smajlowi. I tak przy okazji tego szperania w internecie w celu znalezienia tego konkretnego czegoś naszła mnie myśl.
Wszystko teraz jest inne. Inaczej karmimy dzieci, inaczej wychowujemy, nawet zabawki kupujemy inne niż były kiedyś. Już nie kulka papieru i bączek. Zabawki ewoluowały razem z nami. Jako rocznik 88 pamiętam drewniane klocki w wielkim wiklinowym koszu i szmaciane laleczki. I to było dla dziecka WOW. Potem technologia szła na przód i chyba tak samo mi oczy się świeciły na widok pegazusa co i ojcu.
Pamiętam lalki Barbie przywiezione przez ciocie ze "stanów". Oczywiście jak każda moja laleczka skończyła jako łysa - "jak to nie odrastają?"- kobiecina bez ręki. I powiedz mi teraz, że lalki Barbie się nie zmieniły. Nie? A to co? Jak ja byłam mała była wersja blond i brunetka. Oczywoście miałam dwie, oczywiście to blodni jeździła z Kenem w samochodzi "za ciężkie dolary" po dywanie. No i te nowe Barbi mają różne gadżety pieska, kotka, okulary, milion butów, ubrań itd... Ale mają też i rozstępy (sic!) i tatuaże (a kto bogatemu zabroni) i trądzik i mogą rodzić (z taką łatwością, że hej!) i zmieniać kolor włosów pod wpływem wody. No ewoluowała a i pomysłowość tworów poniosła.



Pamiętam też takie coś:



Jak ja to uwielbiałam. Wszystkie rekordy biłam i byłam z tego dumna jako sześciolatka. A pegazus? To było coś! Lode Runner i Mario Bros i kaczki zabijane pistoletem oh yes! Siostra (wybacz) zawsze byłaś ta mniej technologiczna, zawsze! Tylko ta złośliwość ci została :* (rozłączała mi joystick) a może był to spryt? Whatever! Zabawa była przednia.
Pamiętam też "Kulfona i Monikę". Oglądałam to zawsze a dziś? Dziś budzi to we mnie miesza uczucia. No bo pamiętacie tego Kulfona? 



Ani to ładne ani przyjemne ani zachęcające. No Ken bez wątpienia byłby boski. Moja siostrzenica na jego widok powiedziała "przełącz to ciociuuu". I się dziecku nie dziwie. Ale kiedyś? Kiedyś to było coś! Jak gumy "turbo" i "donald dack" a naklejki w gumach? "A masz tą?", "ja mam dwie takie same łeeeeee, mammoooo".

Tamagotchi (tak to się pisze?) też było czymś wow! Żeby tylko misio zjadł i się wyspał, bo umrze! Kurde pilnowałam Cię mały misiu i nie spałam przez Ciebie! :) aj budzą się we mnie wspomnienia. 
Gdzie się podziały te czasy gdzie królowały kuleczki na szprychach czy kolorowa sprężyna (a ja miałam w kształcie gwiazdki też na na na na naaa), świecące jojo i Matchboxy...
 A dziś? Dziś moja siostrzenica jako 2latka włączała sobie bajki na Ipadzie. Robiła sobie zdjęcia. Ma kilkanaście interaktywnych zabawek, obsługuje DVD i kablówkę. Jako 3,5lata bawi się w dom i nie jak my - tu mam dla męża pomidorową, mówiłam mieszając patykiem w starym kubku piach z kamieniami- ona ma mikser, żelazko i deske do prasowania, kuchenę, odkurzacz, czajnik i lodówkę, która przy otwieraniu drzwi włącza wiatraczek i czujesz, że chłodzi, "bo to lodówka ciociu" i bóg wie co jeszcze ma. Ale dziecko się bawi, i to się liczy! 
I tylko puzzle z tych "staromodnych" zabawek układa... I kredą na tablicy pisze, choć nie jak my - kradłyśmy (no nieee...) pożyczałyśmy krede ze szkoły, by na asfalcie napisać lowe (!) dla tego z 3b. 
I tak myślę jako Matka czytelniku mój drogi, że chcemy dać dziecku wszystko, nie chcąc przy tym by było rozpieszczone. Tak sie nie da. Te dzieci różnią się od nas i naszych rówieśników. Czy to źle czy dobrze... Nie wiem. Ale mimo wszystko gdy już będzie miał psa na pilota i gdy w małym palcu będzie miał obsługę IPada ja! Matka Miłoszowska zrobię wszystko by nie skisł w domu. By wiedział co to batminton, koszykówka, berek, klasy (nieee to dla bab), Daddy zrobi z nim łuk i procę i na desce będzie jeździł. A co! Tylko niech podrośnie ta moja mała pociecha, bo póki co wiaderko i grabki i babki będziemy robić w to lato. A jesienią ludziki z kasztanów - też dobrze. 

Czytaj dalej

Kampanie i moje odczucia.

Dziś na temat kampanii związanych z dziećmi, ich prawami itd. 

Jako kobiecie, przede wszystkim wrażliwej, nie od dziś wpadają mi w oczy wszystkie bilbordy z hasłem "nie bij", "bicie uczy ale tych złych rzeczy", "kocham nie biję"... Jest tego mnóstwo, multum i ja swojego zdanie nie zmienie. Dzieci bić się nie powinno! NIGDY! Klaps, nie klaps. Nie! Bo niegrzeczne? Bo zabawek nie chce pozbierać? Bo opluło siostrę/brata? Nie! Definitywnie, konkretnie NIE BIJEMY DZIECI! Wyobrażasz sobie, jakby mąż dawał Ci matko klapsa w dupsko, bo stłukłaś szklankę, nie zrobiłaś obiadu, albo brzydko mówisz na swoją teściową? Dziecko jest czymś więcej niż człowiekiem. Jasne jak my (MY TEŻ TO ROBIMY NIE PRZECZ) popełnia błędy, jest niegrzeczne, złośliwe itd. Ale przede wszystkim jest czułe. Samo z siebie. Ma empatię, którą ma jedna na tysiąc osób dorosłych. Dziecko czuje, przeżywa, nie rozumie "czemu", potrzebuje ZAWSZE miłości, bliskości i zrozumienia. 
Klaps nie pomoże mu się lepiej uczyć. Nie oduczy go wagarowania. Nie nauczy go szacunku do innych. NIGDY. My też wagarowaliśmy, my też przynosiliśmy jedynki ze szkoły i też kłamaliśmy. Tak jest skonstruowany świat. A ten klaps nic nie zdziała. Łzy dziecka są tym, czego na świecie nie powinno być. Dlatego NIE BIJ! Z tym się zgadzam i zgodzę ZAWSZE! Kropka. Lecimy dalej.



"Pomagam"
Pomagać można na wiele sposobów. Wszystko leży w geście pomagającego. Po głośnym skandalu, gdzie prezes jednej z fundacji za pieniądze tej organizacji poleciał sobie na wakację i kupował perfumki, ciuchy itd. ja osobiście pomagać nie chcę. Nie będę przelewała pieniędzy na fundację NIGDY. Ale ostatnio wpadła mi ciekawa stronka, gdzie można pomóc konkretnej osobie http://www.siepomaga.pl
I ja temu mówię tak. Tu wiem komu, choćby symbolicznie pomagam. Pieniądz zawsze kusi, kiedy przechodzi dodatkowo przez łapki zarządzających. Dlatego tu czuję jako tako wygodę. Pewnie, że większość może nie chcieć czytać historii choroby dziecka, bo tnie to serce na pół ale dla mnie jest to o wiele lepsze niż ładownie komuś w kieszeń. Tak samo działa pomoc schroniskom. Wiem, że zbierają oni też na leczenie tych zwierząt ale ja już tak mam - zabij jak chcesz - wolę oddać koce, kupić karmę niż przeleć 10 złotych. 

"Przytulenie ma znaczenie"
Ja wiem, że ma. No bo jak inaczej? To proste jak 2 + 2.
Wyobraź sobię. Obojętnie czy jesteś rodzicem czy nie. Żyjesz sobie sam, osiągasz sukcesy ale jesteś samotny. Jeśli nie masz nikogo bliskiego twemu sercu, jesteś mniej lub bardziej nieszczęśliwy. A o ile lepiej gdy masz do kogo się przytulić. W dzień, wieczorem, w nocy. Po prostu robi się cieplej na sercu. Tak samo dziecko. Potrzebuje przytulenia to jasne. Gdy nas mąż czy żona nie przytula, zastanawiamy się "czy wszystko jest ok", "czemu jest wobec mnie oziębła/y". Dziecko też musi czuć naszą miłość. Ale żeby matce i ojcu przypominać o tym? Co z instynktem macierzyńskim/tacierzyńskim? Czy nie powinno to być naturalne? W jakim świecie żyjemy skoro trzeba mówić "życiodajcy" o tym by dbał i kochał swoje dziecię? Czy zamiast wydawać kase na (dla mnie) bezsensowną kampanie nie lepiej przelać pieniądze na biedne dzieci? Stworzyć tym najbardziej potrzebującym swoje miejsce na ziemi? No lepiej.

I tak myślę. Czy to nasze społeczeństwo jest nie teges? Czy od tyłka strony ludzie próbują pomóc. Może i jakiemuś rodzicowi zapaliła się lampka gdy zobaczył baner "przytulenie ma znaczenia" - oby. Nie jestem za bezstresowym wychowaniem ale ludzie ludziska. Kochajmy, nie bijmy i już. Wiele nie trzeba. 

P.S. Jeżeli masz chwilkę wejdź na stronę:
https://www.facebook.com/wszyscyzarazamyradoscia
Zobacz jak cudowni ludzie zarażają radością! 

Czytaj dalej

A idź w cholerę z tym ząbkowaniem!

Nie zaczyna się zdania od "że" ale cóż... 
Że mamą o lekkim podejściu do życia jestem to już wiecie. Że z dystansem do wszystkiego też. Że syna nade wszystko kocham, tysiąc razy powtarzałam. Że blondyna ma syna i cieszy japę, bo mu zęboch wyszedł też wiecie. Ale, że nikt mnie nie uprzedził, że ja MATKA MIŁOSZOWSKA będę po prawie 6miesięcznych dniach luzu i relaksu, wysypiania się mimo noworodka, który nie moi kochani nigdy nie miał kolki, nigdy nie był marudny i już matki nie chciały mnie słuchać i mi wierzyć, że idealne dziecko mam. Tylko: "Mamo daj jeść, wykąp, pobaw się ze mną troszkę, zmień mi pieluchę i połóż do łóżka ja sam usnę". Po tych prawie 6 miesiącach mój synek, który uśmiech miał na twarzy zawsze, ma teraz smutną minkę? Jak ja ma to przeżyć? Dam przeciwbólowy syropek synku, tak. Ale mama chcę by już Tobie te zębochy jeden z drugim wyszły. Już prawie, prawie. Potem górne jedynki, dwójki, trójki... I jak ja mam ukoić jego ból, to, że go swędzi i drażni? Że ja nie wiem jak go boli, bo nie powie mi... I teraz śpi taki maluszek, wykończony ale budzi się jak nigdy w swoim życiu z płaczem i tylko mamy, mamy mu potrzeba. Czuję się bezsilna, mimo, że mam siłę góry przenosić.
Kocham tego mojego okruszka. 

Ach śpij kochanie, jeśli gwiazdkę z nieba chcesz dostaniesz! 


Czytaj dalej

Witaj GRUDNIU mój kochany!


Nasz klimat jest okropny. Najpierw upał, potem deszcz, potem śnieg, chlapa, mróz by w kwietniu jako tako było ok. A majówka też może nas zaskoczyć 30stopniami na zewnątrz. Człowiek zawsze może narzekać. Za zimno, za gorąco, za mokro, za sucho. Ale gdy przychodzi grudzień - NIE! Grudzień jest piękny. Grudzień to ciepłe, kolorowe kapcie za kostkę, to ozdoby świateczne porozwieszane wszędzie, to zapach piernika i cynamonu, to choinka pełna świecidełek, to lampki zawieszone wszędzie! To czerwień, w której tak mi dobrze, to świece, kakao, koc, ciepło. To miłość przede wszystkim. Ta co wyzwala w nas ta energie, jakże pozytywną! Jakże czuła i dobrą. Czy ktoś nie kocha świat?! Śniegu, za oknem bałwana... 
Rok temu byłam w ciąży, jeszcze tak prawie niewidocznej. Dziś mój brzuch wrócił do normy a jego zawartość wyskoczyła i święta zamierza spędzić z nami. Już siedzi, już wcina jak zły. Jeszcze tylko nie ma ubranka światecznego. Nieee nie będzie z reniferem ale będzie równie piękne i równie świąteczne. 
O mój boże bożenko czyż nie jest pięknie?!
Ja, Daddy, Miłosz i 3 koty. Cudowna pełnowartościowa rodzina. 
Od 6tego będą ozdoby, będzie pełno czerownych świec, szyszek, magii! Będzie mnóstwo magii! 
Ach ja już się nie mogę doczekać!

Grudniu! Super, że jesteś! Tylko sypnij jeszcze śniegiem ;)

Z okazji 1.grudnia życzę Wam tego właśnie nastroju. Tego by to ciepło na serduchu codziennie było w Was i by zawsze Wam towarzyszyło!

Biggie Smalls lubi lampeczki 

Jedna z naszych zeszłorocznych choinek

Oczywiście sprawdzona przez Biggiego

Pierwsze nasze pierogi zniknęły jeszcze przed wigilią

Nasza lodówka też miała świąteczny akcent

No i ponurak Biggie (nie zawsze w świątecznym humorze) aka Gringe w domu BabyMommy










Czytaj dalej

Mamy to!

Ludzie ludziska. Ci co śledzą i obserwują i Ci co są tu przypadkiem. 
                                  Mamy to. Maaaaamy!
Ja Matka Miłoszowska, dumna jestem, Ojciec Miłoszowski też, bo oto nasz syn, nasza duma i nasze szczęście, nasz powód wszystkiego dziś pokazał nam swój ząb.
ZĄB! Ma tamw buziaku sobie siedzi. Widać, wyrżnął się mu i będzie tylko większy. Żadnego marudzenia, żadnej gorączki. Nic, tylko duma i łzy szczęścia. Dolna lewa jedynka idzie! 
Ach dla takich chwil warto żyć!!
Życie można podzielić na chwile dobre i złe. Na relaksujące i stresujące momenty, na te które podcinają Ci skrzydła i na te, które sprawiają, że oddajesz się bezreszty. 
Trudno powiedzić kiedy jaki moment trafimy. Myślę, że wszystko zależy od tego co światu dajesz. 
Wiem, że wiele z Was odbiera mnie jako zimną sukę, która umie tylko krytykowac i pastwić się nad bezbronnymi.
Otóż nie. To nie ja. 
Ja jestem wredna, chamska, zimna i nieczuła ale nie dla całego świata. Na starcie daje ludziom dobro. Ot tak w gratisie przy potrząśnięciu ręką kiedy wymieniam się z nowo poznaną osobą imieniem/nazwiskiem/pseudo. Podchodzę z szacunkiem, mówię w autobusie do kierowcy "dzień dobry", proszę bilet do..., proszę (oto zapłata), dziękuję (za reszty) idę dalej. Ale jak ten sam kierowca nie odpowie mi dzień dobry, burknie "dokąd" paląc szluga dostanie wciry i wigury. Tak to działa.
Mam tu swoje miejsce na ziemi. Czuję się tu mega wygodnie. Mogę napisać co mnie cieszy, wkurza, denerwuje. Mogę napisać post o kimś, bo mam taką ochotę. O tym jak mi się nie podoba czyjaś metoda wychowawcza czy to jak patrzy choćby na macierzyństwo. Autorka tego bloga ma to do siebie, że pisze u siebie. Pisze o sobie. Pisze swoje spostrzeżenia. I w dupie ma jak już pisała czy Wam się to podoba czy nie. Bierz mnie taką jaką jestem lub daj sobie spokój. 

Jeszcze raz! 
Synu mój kochany. Moja dumo, moje szczęście, moje wszystko co najlepsze!
Dziękuję. Za tego zęba co rośnie, co sprawia, że znowu płaczę ze szczęścia, że pokazujesz mi, że nie jesteś już taki malusi.
Wołaj swoją meme zawsze gdy chcesz. Jestem tu dla Ciebie synku mój. Ach! Kocham!

Czytaj dalej

Krzesełko do karmienia. Oh yes!


Długo wybieralismy fotelik dla Miłosza, w którym będzie mógł "usiąść" i zjeść nie bujając się przy tym. Kupiliśmy fisher price'owski leżaczek-bujaczek, któremu można zablokować funkcję bujania ale Miłosz się wkurzał. Co się dziwić dziecku? Miał fun, bo mógł się pobujać a teraz matka przychodzi, blokuje bujanie i daje jedzenie na łyżeczce. Niefajnie. Bujaczek z mothercare, który jest jego ulubionym leżaczkiem też zdaje rezultat tylko na polu zabawy. A i tak musimy go wymienić na większy. Szukałam krzesełka do karmienia, bo w końcu dziecko przy rozszerzaniu diety powinno jeść z łyżeczki a więc pozycja leżenia jest do tyłka. Trzymanie dziecka opartego o siebie czy tate też nie wchodzi w grę, bo co gdy tata wyjdzie?

I tak oto przewertowałam tysiąc pięcet ofert pomijając drewniane krzesełka, bo co mi po nich skoro Miłosz jeszcze nie siedzi? Guzik.
A więc trafiliśmy na fotelik firmy Mamas&Papas.
Wygodny jest? Jest.
Pasy ma? Ma.
Duży blat ma? Ma.
Zdjemowany pokrowiec, który łatwo się czyści ma? Ma! 
Regulowaną wysokość ma? Ma.
I co najważniejsze - regulowane oparcie.
Miłosz nie obciąża sobie kręgosłupa. Cieszy buziaka, bo wszystko widzi, jest mu wygodnie. Matka się nie stresuje, że szybko musi zjeść, bo kręgosłup mu się wygina. Wszystko jest jak być powinno.
I dodatkowy atut.
Miłosz tego fotelika nie kojarzy jako zabawy. Nie próbuje wyszpącić jak się tu pobujać. Nie używamy go na zasadzie: posiedź i popatrz co my tu robimy. Nie. Chcemy by wyrobił sobie nawyk jedzenia przy stole. Udało się nam nauczyć małego zasypiać w łóżeczku. Bez bujania, noszenia i innych cuda wianków. Mamy nadzieję, że uda nam się nauczyć, że to jest miejsce do jedzenia. A nie biegania za dzieckiem i wmuszaniu w niego łyżeczki zupy czy kawałka mięsa, podczas gdy cała rodzina siedzi przy stole. 
P.S. Tak wiem, że do blatu Miłosz jeszcze nie sięga i wygląda zza niego jak krasnoludek ale najważniejsza jest pozycja dziecka. Do blatu jeszcze urośnie ;)

Życzcie powodzenia.
Produkt polecam! 






Czytaj dalej

Niedzielna wpadka czytaj nie wołaj fachowca!

Dziewczynki moje kochane. 
Apelowałam kiedyś o miłość, o dobro i o reagowanie na przemoc.
Apeluję teraz o coś innego. 
Jeżeli popsuje Wam się pralka w środku pięknej niedzieli, kiedy to dziecko śpi, koty nie wariują a ty pijesz kawę, poproś swojego faceta o pomoc.
Nie wyszukuj fachowców. Nie.
Nawet jeśli rozkręci tą pralkę na sto części, nawet gdy śrub jest więcej niż masz włosów na głowie a wnętrzności pralki wystają i błagają Cię o pomoc.
Nie reaguj. Nie dziś.

Czytaj dalej

5miesięcy

Dzieci szybko rosną. Za szybko. Nie obejrzę się a Miłosz będzie biegał za dziewuchami. Póki co przyszedł czas na pochowanie ubranek wyprawkowych i tych z rozmiaru 62. Wzruszenie, sentyment, wzrok syna mówiący "no coś Ty mamooo" i moje westchnięcia mówiące "to już nie wróci". Nie będę pytała czy Wam też topi się lód z serca gdy patrzycie na minimini ubranka własnych dzieci. Nie muszę. Wiem jak to działa. 
Niby dzień za dniem mija. Mijają tygodnie, miesiące, mijają pory roku. Lato minęło a ja nie wiem kiedy. Czy wtedy gdy patrzyłam w oczy mojego synka, czy wtedy gdy trzymałam jego małą rączkę czy może tak przeskoczyło gdy byliśmy na spacerze. A więc czas mija. Z jednej strony cieszę się niemiłosiernie. Co chwilę coś. Miłosza pierwszy uśmiech, to, że się obraca na plecki, je swoje pierwsze jabłko, pierwsze mięcho i pierwszy raz płacząc uspokaja się tylko w moich ramionach. Dla tych chwil warto żyć. Chciałoby się móc zatrzymać czas. Móc patrzeć na te małe rączki, nózki, uśmiech o poranku. Już nigdy nie będzie tak jak dzisiaj. Będzie lepiej, gorzej, zdecydowanie inaczej. A ja nie wiem czy się cieszyć czy płakać. Krzyczę całą sobą: CHWILO TRWAJ!!! 

Czytaj dalej

O cholernym około-południu cholernej środy.

Nogi właża mi dziś w dupsko. Wysprzątałam cały dom, łacznie z umyciem podłóg. Bibelotów, spinek, spineczek, śrubek śrubeczek i wszystkiego co swoje miejsce ma odnalazłam wszędzie tam gdzie być nie powinno. Bywa. Ale sprzątniete. Ogarnięte. Spokój i harmonia powróciły na salony. Buziami się cieszyła, wszystko raz ciach, udało się. Ale o odpoczynku nie ma mowy. Syn przecież jest. Siadłam na kanapie, karmie Miłosza obiadkiem i co? Po calutkiej podłodze, tej która dopiero co wyschla idzie mój kocur z miną "sorry, że żyje" i ja już wiem, już widzę te ślady łapek. Ale nie to, że wlazł w mokre coś. Nie. Poszedł szanowny kocur do łazienki i tam gdzie stoi zazwyczaj kuweta - nasikał. Potem z tymi łapami w sikach przeszedł przez przedpokój, kuchnię i salon. Na mój widok jak wspomniałam przeprosił wzrokiem i zaczął uciekać. Wparował do sypialni pod łóżko a ja, cierpiętnica Izabela wzięłam szmatę, miskę, płyn i wodę i na kolanach myłam drugi raz podłogę. Dziecko płacze, ja płaczę, bo śmierdzi, bo już cholera jasna to myłam, bo sierściucha trzeba wykąpać a kiedy?! Jak?! Dałam radę. No bo jak inaczej. Ale wyżalić się muszę. Bo nawet zła na tego mojego syna z innej matki nie mogłam być. Bo to ja wzięłam kuwetę, wymieniłam żwir i postawiłam kuwetę na kiblu by umyć podłogę w łazience. Dżizys! Nie wiem drogie mamy jak miałabym mieć siłe i chęć ugotować obiad. O 14:30 marzyłam tylko o kawie i o tym by posadzić swoje 4 litery na kanapie. 
Kocham mojego kota mimo wszystko. 


Czytaj dalej

Napisz list do chorego dziecka...

Kiedy byłam w ciąży marzyłam o jednym: by moje dziecko było zdrowe. Niby banał. Jasne, że chciałam by był wypisz wymaluj jak ja i żeby był twórczy, utalentowany, przystojny, grzeczny i mądry. Ale o zdrowie jego się modliłam. Mogłabym oddać każdą minutę swojego życia za jego zdrowie. Póki co Miłosz rozwija się prawidłowo. Każdy jego uśmiech i każda nasza wspólna chwila jest powodem by dziękować światu za to. Serio. Bez ściem. Zdrowie dziecka jest najważniejsze. 
Dzięki instagramowi trafiłam na pewną stronę. Jej celem jest wysłanie kartki dla dziecka. Chorego dziecka. U niego możesz wywołać uśmiech na twarzy. Wysyłając kartkę do rodziców dziecka możesz dać wsparcie, ciepło. Nic nie jest proste. Nie uleczymy dzieci ale możemy prostym gestem dać coś pięknego. 
A nie ma nic piękniejszego niż uśmiech na twarzy dziecka.
Możemy dać siłę do walki. Pogodę ducha. Uśmiech. Chwilę zapomnienia.
Czym jest wysłanie kartki czy listu? Jest niezwykle prostym gestem. Pijąc poranną kawę czy wieczorną herbatę, możemy wziąć kartkę i napisać coś od siebie. Kosztuje nas tyle co nic. Ot zwykły znaczek. 
Zróbmy to. 
Są rzeczy, których nie kupimy. 
Z pozdrowieniami dla heroicznych dzieci i ich rodziców.


http://marzycielskapoczta.pl
https://www.facebook.com/MarzycielskaPoczta
Czytaj dalej

Szczepienia i gratisy z przychodni...

Byliśmy na szczepieniach.
Miłosz waży 7750g. Mama dumna w cholere.
Spostrzeżenie 1.
Bywanie w przychodniach dla mnie jako dla matki dziecka niepłaczącego jest ukojeniem :) Zdaję sobie sprawę z tego jakie ja mam cudowne dziecko. Nie płacze, nie grymasi. Z uśmiechem na twarzy dało się zbadać, ze szczepieniami było gorzej ale kto dzielnie zniesie jak mu się igłe wbija w ciało? Brawo Miłosz.
P.S. do spostrzeżenia nr 1
Była z nami dziewczynka (wśrod wielu dzieci szczepionych tego dnia), która wcale nie płakała. 3 szczepionki poleciały w nózki i rączkę a ona nic. Nic! Czujecie to?! 

Spostrzeżenie 2.
Jako, że ja jak Miłosz ma mieć szczepienie denerwuję się niemiłosiernie i mnie smuci, że on tak niewinnie się cieszy a zaraz mu babsztyl wyleci z igła i mu ten uśmiech zdjemie z jego buziaka to tatuś się nim zajmuję a ja łaże i czytam ulotki. Tu pragnę dodać, że dzielnie z dzieckiem w gabinecie jestem, lecą pytania do pediatry, uśmiechy do Majla, przytulenia po szczepieniach. Jestem na straży o czuwam. Ale czytam sobie te ulotki, patrze na próbki i szlag mnie trafia. Stoją opakowania mleka Bebiko 1 comfort. Opakowania po 350g. Widzę je pierwszy raz więc nie to, że nikt do domu nie chciał wziąć jak była pora. Patrze na date. 14.10.2014r. Dwa tygodnie po terminie. I aż mnie mierzi i wnerwia fakt, że jakaś matka mogła sobie spożytkować ale nieee nie nie nie przychodnia okazała się psem ogrodnika i wystawiła po terminie. No i pytanie: czy to nie chore? A jak trafi sie mama, która weźmie to mleko, bo na datę nie spojrzy święcie przekonana, że przychodnia wie co daje? Może i temu dzieciakowi nic nie będzie ale czy to normalne? Nie bardzo...

Czytaj dalej

Zmiany...

Idą zmiany. Zawsze lubiłam zmiany. Wymiana garderoby? Ciach. Nowy kolor ścian, cóż to, że miesiąc temu miałam fazę na fiolet. Farba, wałek - malujemy. Nie przywiązuję się. Mogę dziś choćby za 5 minut pakować walizki ba! ja mogę bez walizek od tak zmienić miejsce zamieszkania. Byle by z Nim, z Miłoszem i z Biggie'm. Bez nich się nie ruszam. Ale są też rzeczy, do których mam senstyment. Choćby do kubka, w którym piję kawę. Jak smutno mi było gdy odpadło mu uszko... Mam nowy. 

Dostałam go od Daddiego niedługo po zobaczeniu dwóch kresek na teście. Z wyzwaniem, które chcę spełnić. Bo super-matka to wyzwanie. Nie stwierdzenie. Nie jest to coś w stylu "kocham mamusie" albo "najlepsza mama na świecie". Wkurzają mnie takie bodziaki kupowane samemu sobie dla dziecka, by nosiło. Czy nie lepiej poczekać aż to dziecko urośnie i stwierdzi "kocham moją mamę dam jej kubek by zawsze o tym pamiętała"? Lepiej. Ale i tak na kolejnym spacerze spotkam dzieciaczka w bluzce "I love mum & dad". Miłosz też takiego bodziaka ma. Dostał od cioci ale uważam to za głupotę. To jak wysyłać samemu sobię kartkę z okazji rocznicy od męża. 
Drugą bezsprzecznie niewymienialną rzeczą u mnie jest mój kalendarz. Fajny, średniej wielkości, zielony, fikuśny. No i upchnę go do każdej torebki. Widnieje na nim 2012r. Trudno mi się go pozbyć było w styczniu 2013, w styczniu 2014 też ;) Mam w nim wszystko a gdy doszły daty badań, usg, wizyt lekarskich i pierwszych malowideł mojej siostrzenicy, raczej go nie wyrzucę. Tylko czemu w dalszym ciągu nie mogę zacząć używać nowego? 
To jak z moim ponczem. Niby sama na niego już nie mogę patrzeć ale nie wyrzucę. Nie i koniec. Chodziłam w nim w ciąży. Wyglądałam jak beczka i teraz mogłabym się w nie owinąć dwa razy ale nie... Nie wyrzucę. Niech wisi. 
Albo moje bransoletki. I szalik w motyle. Kocham. Mam mnóstwo innych ale te są najlepsze. Najfajniejsze. 
Więc czemu przy moim silnym poczuciu wolności i ekspresywności nie mogę się pozbyć głupiego kubka od kawy czy szalika? Bo te rzeczy stały się częścią mnie. Łączą mnie - tą dzisiejszą kobietę - matkę z tą kiedysiejszą kobietą - zbyt szaloną na stabilizację. Zbyt szybką by choć na chwilę zatrzymać się i odnaleźć prawdziwe przesłanie życia.
Kochaj. Żyj. Daj żyć. 
Kochajcie się. Uśmiechajcie się. Dajcie światu szansę. 

Czytaj dalej

Ludzie ludziom zgotowali ten los.

Dla mnie dziecko jest największym darem. Jest największym szczęściem. Czymś pięknym, idealnym wręcz boskim. Czymś nietykalnym.
Kocham moje dziecko. Kocham wszystkie dzieci.
Świecie. Już to pisałam ostatnio lecz powtórzę, bo jesteś głuchy na wołanie.
Nie krzywdź dzieci!!
Jakim prawem! Jak tak możesz! Masz sumienie?! Masz uczucia?! 
Nie krzywdź! 
Zabraniam ku--a mać!

Aniołku. Jesteś już w niebie. Choć nie miałeś mamy, wierzę, że twoja dusza choć w postaci innego ciałka trafi do rodziny, która będzie Cię kochała, będzie Cię na rękach nosiła i zrobi wszystko byś był szczęśliwy.
Brak mi słow dziś... 

Tyle kasy mogłoby trafiać na pomoc innym, choćby na służbę zdrowia, u nas tak kulejącą, zamiast na utrzymanie kolejnej powalonej istoty. Nie kobiety, nie człowieka. Na  bycie człowiekiem trzyba zasłużyć.

Czytaj dalej

Prawie skrzypek na dachu...

15:12 kawa w łapce, nogi na stole, dupsko na kanapie.
Popołudniowy chill na, który (kto jak kto ale ty?) całkowicie zasługujesz.
W necie głupoty, szperanie po sklepach on-line z myślą "jak już przyjdzie ten cholerny przelew - biorę"! 
Aż w końcu słyszysz, że bejbiś budzi się, już zdążył się zorientować, że Ciebie przy nim nie ma. Już szuka simora, już zaczyna się wiercic, stękać i żalić, że go matko zostawiłaś. Kawę odkładasz, Ipada rzucasz w miejsce wygrzane przez twoje 4 litery. Wstajesz, jeszcze się zdążysz przeciągnąć. Mimowolnie zerkasz przez okno. I podskakujesz do sufitu, bo w oknie siedzi Ci koleś. 
Panie monter, nie strasz pan, bo ja mam dziecko do wychowania a po takiej ilości kawy pikawa już nie taka młoda. I wyrzuć peta. Sam młody nie jesteś, dbaj o zdrowie.
Ciao.

Czytaj dalej