Dlaczego zapinam pasy będąc w ciąży?

A więc zacznę od tego, że będąc w pierwszej ciąży jeździłam samochodem bardzo sporadycznie. Czy to jako kierowca czy pasażer. Ale pasy zapinałam zawsze. 
Ile razy usłyszałam, żebym nie zapinała pasów, bo polskie prawo pozwala nie zapinać pasów? 
Za każdym razem. 
Ile razy nie zapiełam pasów, choć uwierał mnie pod brzuchem?
Ani razu. 
Dlaczego?
Ponieważ cenię swoje życie i życie mojego dziecka bardziej niż chwilowy komfort.

Przyznam szczerzę, że jestem zawiedziona tym, że Polska jest jednym z trzech ostatnich krajów Unii Europejskiej, w których prawo zezwala kobietom w ciąży, by ich nie używały. Specjaliści innych krajów uważają, że dobrze zapięte pasy bezpieczeństwa nie zagrażają życiu matki i dziecka, ponieważ podczas hamowania zacisną się na miednicy a nie na brzuchu matki. W internecie możemy znaleźć mnóstwo (naprawdę multum) opowiastek jak to znajomego żona czy też kolegi siostra straciła dziecko poprzez zaciśnięcie się pasów podczas gwałtownego hamowania i tego, że wystarczy mieć ze sobą kartę ciąży by uniknąć mandatu... 
Dziewczyny niech Was to nie zwiedzie.
Brak zapiętych pasów to nie jest rozwiązanie. A przecież bezpieczeństwo ponad wszystko.
Wyobraźcie sobie. Jedziecie 50km na godzinę jakiś wariat jedzie z Wami na czołowe. Nie chcesz nawet myśleć co się z Tobą stanie gdy nie masz zapiętych pasów. Nie chcesz nawet dopuścić do siebie myśli, że ani ty ani twoje dziecko nie macie dużych szans na przeżycie.
Dalej się upierasz? Obejrzyj 5 sekundowe film:
Dlatego proszę Was.
Edukujcie się.
Dbajcie o siebie i o swoje nienarodzone dziecko. 
By dowiedzieć się jak poprawnie zapinać pasy bezpieczeństwa warto zapoznać się z kampanią "Ciąża i pasy". 

Dodatkowo zachęcam do zaopatrzenia się w adapter do pasów.



Uwierzcie mi, że już nigdy nie będziecie wybierały między komfortem jazdy a bezpieczeństwem swoim i dziecka. Zapobiega on przesuwania się dolnej części pasów w górę a co za tym idzie nie uciska na brzuch. Nie wyobrażam sobie sytuacji w której gwałtownie hamuję a cała ja "lecę" na kierownicę czy deskę rozdzielczą przygniatając całym swoim ciężarem brzuch... Czy nie prościej zapoznać się z prawidłowym zapinaniem pasów czy też/i zaopatrzyć się w adapter?
Dla mnie odpowiedź jest prosta.

Adapter:

Kampania "Ciąża i pasy":


Na koniec obejrzyj ten film i powiedz mi czy przy użyciu adapteru do pasów bezpieczeństwa Twoje dziecko jest bezpieczne? Oczywiście, że tak!

I dla przestrogi (bo lepiej zobaczyć fakty) drugi film, pokazujący jak wygląda crash-test przy NIEPRAWIDŁOWO zapiętych pasach kobiety w ciąży:

Czytaj dalej

Wielkie odliczanie rozpoczęte.

50 dni i powinnam zobaczyć się z moim drugim synkiem face to face ale czy zobaczę? Czy będzie kazał na siebie czekać dłużej? A może krócej?
Nikt tego nie wie.
Więc siedzę a właściwie leżę i gdybam, wypowiadając pytania do pustego pokoju, bo właściwie dziś nie mam do kogo się odezwać. Miłosz biega za Daddym, Daddy za Miłoszem. Jest gwar, jest pisk i śmiech a ja mam dołeczek... Mały, melancholijny nastrój idealny pod kieliszek wina. Ale jak wiadomo jestem wielką przeciwniczką picia w ciąży więc piję herbatkę miętowo-jabłkową z kieliszka do wina... Takie moje esy floresy. 
Synku mój malutki, mam nadzieję, że nie okażesz się uparciuchem tak jak Twój brat. On to dopiero kazał na siebie czekać. Do dziś pamiętam uczucie przygnębienia leżąc na sali przedporodowej... Będziesz (raczej) miał kiedyś własne dzieci. Będziesz oczekiwał ich narodzin przez całe 9 miesięcy znosząc humory swojej ukochanej, wzloty i upadki przez euforię do furii i zobaczysz jak to jest czekać i czekać. Tak jak czekam ja. Choć nie zobaczyłam jeszcze magicznego tytułu e-mail'a wysyłanego jako newsletter z BellyBestFriend "Gratulujemy! Twoja ciąża oficjalnie uznana jest za donoszoną", to marzę już by Cię zobaczyć. To znaczy nie zrozumiem mnie źle nie śpiesz się ale nie każ na siebie czekać zbyt długo. Zaskocz mamę ze dwa dni przed planowanym terminem porodu, bym nie musiała leżeć i czekać na ciebie na przedporodowej słuchając jak mamy płaczą z bólu a kilka godzin później z radości. 
Pamiętam jak podłączona pod oksytocynę leżałam na porodówce obok dziewczyny, która rodziła. Pamiętam jak płakałam razem z nią gdy tuliła swoje maleństwo, pamiętam moje łzy, gdy usłyszałam pierwszy krzyk jej synka i pamiętam jak po jej porodzie wróciłam sama na salę przedporodową zamiast z Miłoszkiem na oddział noworodków... Pamiętam ten cholerny ból spowodowany poczuciem niesprawiedliwości. Tego, że już dawno po terminie. Cholerne 8 dni a on tam siedzi w brzuchu nie chcąc wyjść a ja leżę a to z balonikiem foleya a to pod oksytocyną... Choć chyba to już było lepsze od słuchania rad co powinnam robić by przyśpieszyć poród. Sex, mycie okien, chodzenie po schodach, picie naparu z liści malin... Wszyscy wiedzą lepiej...

Także dziś mam ten gorszy nastrój. Spowodowany chyba tym deszczem za oknem, którego zdecydowanie za dużo jest ostatnio.


Czytaj dalej

Ach te czapeczki...

Nie lubię się wtrącać. Myślę, że większość mam kieruje się dobrem dziecka w jego wychowywaniu jednak przyznam szczerze: szlag mnie trafia gdy widzę jak ostatnio są poubierane dzieci.
Np. 15 stopni na dworze a dzieciaczek chodzący (więc mający już roczek) ubrany w śniegowce, kombinezon, wełnianą czapkę i siedzi w spacerówce pod kocykiem.
Dla kontrastu mój syn w spodniach (bez rajstop pod spodem), czapeczkę z dresówki, chusteczkę pod szyją i kurtkę. 
Albo: 21 stopni od trzech dni. Moje dziecko bez czapki, w body i cienkiej koszuli of course bez czapki i dzieciaczki w kurtkach... 
Kochane... 
Czy jest jakaś moda na przegrzewanie dziecka? 
Czy ubieranie go jak na zimę ma zapewnić mu zdrowie?
Może ja o czymś nie wiem ale przy 21 stopniach to bardziej uszka się zagotują w czapce niż przewieją bez czapki. 
I jeszcze te spojrzenia i pytania:
"A czapeczkę synek gdzie ma?"...
W domu! 
Oczywiście wychodząc z Miłoszem zawsze staram się wziąć coś co może założyć gdyby było zimniej niż zakładaliśmy ale mi autentycznie szkoda byłoby go tak przegrzewać. Bo to ani wygodne dla niego, ani zdrowe...
Daddy śmieje się, że w porównaniu z innymi matkami chyba preferuję "zimny chów". Ale to nie tak... On jest zmarźluchem. A ja lubię na boso w domu pochodzić. Mi chodzi o to by dziecko czuło się swobodnie i komfortowo. Skoro mi jest za gorąco w sweterku to jemu też jest. Skoro widzę, że dziecko ma policzki czerwone to jest mu za gorąco. Jeśli pot ma na plecach wiem, że tak być nie powinno. Ale wiecie co jest "najśmieezzniejsze" w tym wszystkim? Że to nie starsze babcie pytają o te czapeczki, nie staruszki patrzą powściągliwie a młode dziewczyny, te dziewczyny, którym matki wmówiły, że bez czapeczki ani rusz. 
A przecież zapalenia ucha w 90% przypadków bierze się z zapalenia gardła czy przewlekłego kataru a nie od przewiania uszka.

A ile z Was słyszało ostanio:
A dziecko gdzie ma czapeczkę? 




Czytaj dalej