Nie zlość się mamo...

Czasem się nie da. Jesteśmy ludźmi. Złość jest tak samo naturalna jak radość ale coś je róźni. Radość buduje. Złość rujnuje. 
Niby nic się nie dzieje. Krzyczymy. Nie bijemy, nie wyzywamy, nie potrząsamy. Krzyczymy. I choć chcemy jako tako dobrze to wychodzi katastrofa. Katastrofa, bo ten oto mały człowieczek płacze. I nie dlatego, że mu nie pozwalasz czy nie dlatego, że mu się nie udało ale dlatego, że podnosisz głos! Ty matko! Ty, która miałaś być ostoją, miłością, bezpieczeństwem, czułością. 
Nie krzycz.
Nie unoś się.
Cierpliwości! 
Przyjdzie czas, że Twoje Dziecko nie będzie rozlewało, nie będzie mu coś wypadać nieporadnie z rączek. Tych małych rączek, które przecież kochasz. Nie będzie wpadał na pomysł, by pomalować ścianę flamastrami, nie będzie zrywało ci ubrań z suszarki, nie będzie dla zabawy wyrzucało jedzenia...
Nie będzie, bo z tego wyrośnie. 
Kochaj!
Pielęgnuj w nim radość życia.
Krzyk nie wychowuje. 
Pamiętaj proszę.


Czytaj dalej

Beksalala i CanpolBabies #3 WYNIKI

Ooo mamoooo wybaczcie ale z tym gipsiorkiem nie mam obrotności i wszystko robię 3 razy wolniej. Wyniki bez zbędnego gadania:
                                  
                      Wygrywa odpowiedź:

"Jestem w 28 tygodniu ciąży i jeszcze nie wiemy czy będzie chłopiec czy dziewczynka. Nie ma to dla nas znaczenia, ważne żeby było zdrowe. Z racji tego, że jakiś czas się staraliśmy o dziecko o imionach rozmawialiśmy jeszcze długo przed zajściem w ciąże. I teraz, kiedy jest coraz bliżej tego najcudowniejszego dnia w naszym życiu jesteśmy przygotowani. Nie ukrywam, że nasz ostateczny wybór znacznie różni się od pierwszego. Obydwoje z mężem wierzymy w znaczenia imion, dla tego każde sprawdziliśmy. 
Narodziny dziecka dla wszystkich rodziców są cudem, świadomość, że nosi się dziecko, które oddycha, je i rośnie razem z Tobą jest niewyobrażalne. 
Zoja oznacza życie, czyli to, na co czekamy z mężem długo, piękno, jakie powstaje z miłości dwojga ludzi. 
Dla chłopca wybraliśmy imię Mateusz oznaczające dar od Boga. Tu nie tylko znaczenie miało wpływ tak ma też na imię mój młodszy brat, który bardzo ważny w naszym życiu. Jest też usposobieniem wszystkich cech, które chciałabym zobaczyć w swoim dziecku. Jest dobry, pomaga innym, kulturalny, inteligentny i ciekawy świata. 
Oba imiona są dla nas piękne a do tego mają wyjątkowe i niezwykle ważne znaczenie."

Wzruszyła mnie ta odpowiedź tą miłością jaka bije od niej. Czuję się szczęśliwa na myśl, że gdzieś jesteście i czekacie na swoje maleństwo. Już niedługo! 
Proszę o wiadomość (z e-maila, który podałaś) z danymi do wysyłki.


P.S. Dziewczyny! Zapraszam standardowo do blogosfery CanpolBabies. Zgłoście swojego bloga do testowania produktu lub zrobienia konkursu. Jeśli nie prowadzicie bloga będziecie wiedziały, na którym blogu prowadzony jest konkurs.
hhtp://canpolbabies.com/pl/blogosfera
ZAPRASZAM!



Czytaj dalej

Dlaczego świat bez taty byłby nudny...

Czytałam kiedyś, że ojcem może zostać każdy a na bycie tatą trzeba zasłużyć. I powiem Wam, że zgadzam się z tym po stokroć. W głowie mam obrazek taty, który uczy dziecko jeździć na rowerze czy samochodem, który buduje z synem drewniany domek , uczy grać na gitarze i naprawiać popsuty wzmacniacz. Nie wiem czy mój tato wpisałby się w ten obrazek, raczej nie... Zawsze wszystko było później i później. Mam w pamięci wspólne wakacje, grille czy wypady nad Wisłę ale to z okresu wczesnego dziecistwa. Nie widzę go prowadzącego mnie do ołtarza ocierającego łze wzruszenia z kącika oka. Czy tylko mój tata taki jest? Czy to domena tego starszego pokolenia, która twierdzi, że od wychowywania jest matka? Wiem tylko, że jestem mu wdzięczna za to, że jestem i dumna z niego za to, że razem z mamą dali radę by zapewnić mi dobre dzieciństwo.
Dlatego tak ważne jest dla mnie by nasz Daddy miał super kontakt z Miłoszem. Sprawia mi ogromną przyjemność fakt, że Miłosz zawsze jest dla niego na pierwszym miejscu. Zawsze gotowy do działania. Zawsze chętnie, zawsze z uśmiechem na twarzy. 
Kocham Cię kochanie także za to jakim jesteś Tatą. 
A dla Was kochane, mam kilka zdjęć dlaczego dzieciństwo naszych dzieci mogłoby być nudne gdyby nie obecność Taty.

Czytaj dalej

Matka z gipsem...

Beksalala pojechała do szpitala a w szpitalu powiedzieli, że takiego uśmiechu nie widzieli! 
Na przekór rymowance! Bo uśmiech cholernie wielki towarzyszy mi od samego początku mojej przygody z gipsem. 
Ludzie mówią, że przy dziecku nie wystarcza dwóch rąk, przeciwnie brakuje trzeciej ręki. Moja matka wiecznie mówiła, że przy dzieciach "nie wie w co ręce włożyć". No we wszystko można, byle nie w gips... 
Niestety pewne niefortunne zdarzenie zaowocowało gipsem na mojej ręce. I nieważne czy to prawa czy lewa. Przy dziecku to nieistotne. Ale nie załamuje się. Z uśmiechem na buziaku dałam założyć sobie gips "gipsiarzowi". Damy rade! 
Zastanówmy się... Jak poradzić sobie z roczniakiem mając gips na ręku? Trzeba:
1. Uzbroić się w cierpliwość.
Idę ramię w ramię z mottem "tylko spokój nas uratuje".
2. Dać spokój z teorią "mogę wszystko".
Nie możesz. Matko uwierz mi, jednak nie możesz.
Przykład.
Obsrajdolone dziecko po pachy (tak dałaś dziś mu kalafiorową to masz za swoje) krzyczy wręcz całym sobą - choć mówienie ogranicza się do meme, mama i tata- : "zmień mi tę cholerną pieluchę"!! Więc bierzesz chusteczki, pieluchę, sudokrem (bo wiesz, że po takim toksyczniaku dupsko może się już odparzyć) i dzieciaka pod pachę. Kładziesz na łóżko. Zdjemujesz spodnie - pestka. Rozpinasz body - pestka. I wyzwanie: jak rozpiąć, powycierać, pokremować, zapiąć używając jednek ręki? I have no idea! Drodzy państwo. Tutaj następuje załamanie matki. Matki Miłoszowskiej, która to zawsze powtarzała:
MOGĘ WSZYSTKO, MATKĄ W KOŃCU JESTEM! 
Jestem i nic nie poradzę! Moja duma czy usrajdolone prześcieradło (i cały Miłoszowski przy okazji)? Moja duma. Poległa. Z kretesem. Wołam "Kooootuuuuuuuuuś". I już widzę ten jego szelmowski uśmiech, jego triumf nad matką słabą, poniżoną kupskiem. 
Przegrałam. Po całości. 
3. Dać się wyręczać.
Masz oto piękne kilkanaście dni z glowy ze zmywaniem, prasowaniem, odkurzaniem, gotowaniem ;) oooo taaaaak. Jakbyś była w ciąży z pierwszym dzieckiem. Soooooo gooooood. Dobrze, że jesteś gipsiku. 
Tatuś bierz wolne w pracy na matke Miłoszowską, bo co ja bez Ciebie zrobie?
Zasada 4:
Nie zgrywaj ofiary, bo przyjdzie kryska na matyska.
Że się użalałaś, że nie dałaś rady. Próbuj! Trzeba!


I pomyśl w trudnych chwilach, że to dobrze, że to twoja ręka a nie twojego dzieciątka. 


Czytaj dalej

Preparaty na komary firmy Chicco

Produkty marki Chicco przeciw komarom dostaliśmy już jakiś czas temu ale żeby sprawdzić ich skuteczność musiało minąć troche czasu. 
To co mnie w nich od razu przekonało do siebie fakt, że:
- można stosować je od urodzenia dziecka (sztyft po ukąszeniu i urządzenia emitujące ultradźwięki) lub od 3 miesiąca życia (aplikatory na skórę)
- są bezpieczne dla dzieci i kobiet w ciąży
- nie zawierają alkoholu
- gwarantują skuteczną ochronę przeciw najpowszechniej występująm rodzajom komarów

Mieszkam w miejscowości gdzie mamy dużo terenow zielonych a także własny i duży staw za domem. Chwile spędzone z Daddym nad tym stawem - bezcenne. Nigdy nie zapomnę chwil kiedy siadaliśmy wieczorami na ławce i planowaliśmy przyszłość, szczególnie kiedy byłam w ciąży. Niestety tam gdzie ciepło i mokro jest mnóstwo komarów więc bez ochrony ani rusz dlatego z ogromną przyjemnością testowałam preparaty marki Chicco.
Cała rodzinka Chicco:


Bezapelacyjnie numerem jeden wśród produktów, które otrzymałam jest sztyft po ukąszeniu. I nie dlatego, że produkty Chicco przeciw komarom się nie sprawdzają ale dlatego, że nie zawsze pamiętam o smarowaniu Miłoszka preparatami przeciw komarom. Ale nie ma tego złego, ponieważ sztft:
- mieści się wszędzie (zajmuje tyle miejsca co błyszczyk) więc w torebce mam go zawsze oraz
- działa od razu
Naprawdę, z ręką na sercu mowię: działa. Przestaje swędzieć prawie natychmiast a ta szybkość  przy skuteczności daje produkt wręcz idealny. 
Daddy bardzo sceptycznie podchodził do tego sztyftu aż do momentu gdzie siedział na kanapie i oglądając film ciągle drapał miejsce po ukąszeniu. 3 razy powtarzałam, posmaruj przestanie swędzieć. W końcu na moje: co Ci szkodzi? Wziął, przystawił końcówkę do ręki i... i go zatkało. Przestało swędzieć i stwierdził, że jest w szoku. A był konkretnie. Kto by przypuszczał, że takie małe coś tak skutecznie działa? Kolejną zaletą jest forma aplikacji. Nie trzeba wyciskać nic z tubki. Po prostu zdjemujemy skuwkę, przykładamy aplikator do ręki lekko dociskając i już! 



Prepatat ten można stosować u noworodków! 

Drugim w kolejności, który testowaliśmy długo, by móc ocenić jego skuteczność był ten produkt:



Jeżeli mam do wyboru produkt, którego wtyczkę wkładam do kontaktu a taki, przy którym musze pamiętać o zmianie wkładów wybieram produkt pierwszy, bo najzwyczajniej w świecie jest mi wygodniej. Od 1,5 miesiąca mamy w kontakcie ten produkt i komarów w sypialni nie było i nie ma. A w kuchni, gdzie takiego produktu nie używamy (ale tylko z racji nie kupienia kolejnego) komary się pojawiają... 
Zalety:
- możliwość korzystania nawet przy noworodku
- cichy nie... on jest niesłyszalny
- bezpieczny
- wydajny jego żywotność jest oceniona 

Produktem podobnym jest ten produkt:



Różni się tym, że ten jest na baterie i przyznam szczerze, że żywotność 100godzin nie jest powalająca... Oczywiście ogromną żaletą jest to, że wystarczy nacisnąć guziczek i urządzenie wytwarza ultradźwięki, które skutecznie odstaraszają komary ale ta bateria... Mogłaby działać dłużej. Choć moi znajomi zapłaciłaciliby każde pieniądze by mieć takie urządzenie podczas majówkowego grillowania. Tam gdzie byliśmy my z Miłoszkiem komarów nie było. Nie trzeba było używać sprayów a przede wszystkim pamiętać o ich aplikowaniu na skóre ani używać kadzideł (ostatnio popularych) od których mnie osobiście boli głowa i psuje mi to urok i smak grillowania.
Produkt bardzo pomocny przy spacerach czy piknikowaniu. Polecam!

No i 4 preparaty z 4 różnymi sposobami aplikacji:
1. Spray.
2. Żel z atomizerem
3. Żel w tubce
4. Roll-on

Wszystkie te produkty można stosować u dzieci powyżej 3 miesiąca życia i kobiet w ciąży. Są testowane dermatologicznie, nie zawierają barwników i alkoholu. A więc są łagodne dla skóry, pomimo iż preparaty dość intensywnie pachną. Jest to zapach typowy dla preparatów przeciw komarą. Zapach utrzymuje się dość krótko i jest to pocieszające. 
Producent zaleca ponowne użycie preparatu po 3 godzinach od pierwszej aplikacji i raczej się z tym zgodzę.
Dla mnie jako osoby wygodnej najlepszą aplikacją jest spray. Nie trzeba go wmasować w skórę a więc dłonie pozostają czyste. Trzeba pamiętać jednak, żeby nie aplikować zbyt blisko skóry, ponieważ preparat zamiast równomiernie rozprowadzić się nam na skórze stworzy krople, które trzeba będzie wmasować samemu. 
Ale gdy chcemy posmarować sobie np. same stopy a nie chcemy "zachlapać" balerin możemy wycisnąć sobie żel i wmasować w skórę. 
Co do Roll-on'u na początku nie byłam przekonana aż do momentu pierwszego wmasowania żelu w łydki. Ręce pachniały mi żelem i nie obyło się bez ich umycia. Dla osób, które nie lubią gdy ich łapki lepią się polecam roll on. Sprawdzi się także u dzieci, które same chętnie posmarują sobie nózki czy rączki. Nie będziemy musieli biegać i wymyślać gdzie tu umyć ręce by podać im jakąś przekąske. Może chusteczki nawilżone zmywają brud ale tego zapachu nie... Wierzcie mi :) 
I najważniejsze. 
Może się wydawać, że taki żel na nogach będzie się lepił. Nie jest to w końcu żaden cudownie pachnący balsam, który wmasowujemy sobie po relaksujacej kąpieli ale... Po 10-15 minutach skóra mimo, że jest chroniona przed komarami nie lepi się od tych preparatów. Nie obiecuje Wam, że wchłania się z prędkością światła ale 10-15 minut to nie tragedia.

Ogólnie jestem zadowolona, niemniej jednak największą przyjemność sprawiają mi urządzenia odstraszające te wampirki. Są one bardzo skuteczne w działaniu i niedrogie. Choć absolutnym hitem jest sztyft po ukąszeniu, który zawsze w sezonie komarowym będę miała przy sobie.


Czytaj dalej

Nie tak miało to wszystko wyglądać!

Przecież mieliśmy świętować! Tort zrobić by Miłosz mógł umorusany pozować do zdjęć! Świeczka dumnie miała dawać światełko krzycząc: LUDZIE MIŁOSZ KOŃCZY DZIŚ ROK! Rok! Mój syn i moja duma! Serpentyny kupiłam, balony i confetti też! I co? Małpa w zoo. Bo mój kawaler zachorował... Zachorował pierwszy raz w życiu i mi po raz pierwszy raz w życiu tak serce pęka. Z niemocy! Z bezsilności. Bo ja przecież miałam obliczać składniki na zdrowy tort a nie mililitry syropów, łyżczeki antybiotyku, psiknięcia wody morskiej, krople probiotyków! Tfu! 
A zaczęło się tak niewinnie. Od lekkiej gorączki do 39,5stopni, kataru do pasa i kaszlu. A skończyło się na zapaleniu ucha. 
Więc wydzwaniam do lekarza. Od 7:30 numerki wydawane czas start, kto szybszy na telefonie to dostanie. I nie dostaliśmy. Więc biore dziecko, pakuje w wózek i witam recepcjonistke przychodni z bananem na ustach a dostaje kwaśną pomarańcze, bo babka dziś nie w sosie, bo nie ten rejon (choć rejonizacji już nie ma), bo... Bo kuźwa setka powodów ważniejsza jest od nas, bo tak i już. Ale dalej ciesze się, bo przecież lekarz mnie przyjmnie, zero ludzi w przychodni, nikt nie prycha, nie kicha, nie dostaniemy w gratisie innej choroby. "Lekarz przyjmie" - nic więcej nie usłyszałam ale nieważne, bo przecież przyjmie. I tak mija pięć minut, dziesięć. I widzę tą lekarz jak gada o dupie marynie a ja na rękach trzymam dziecko z gorączką. Ale spokojnie, przecież ma mi dziecko zbadać, nie będzie awantur. I wchodzi jedna babeczka z nastolatkiem, druga babeczka z dwoma chłopcami, trzecia babeczka z dziewczynką i babeczka z niemowlakiem. I co? I wtedy lekrza przyszła. Kiedy to za chiny ludowe mnie nie przepuszczą, bo przecież oni mają numerek. Numerek rzecz święta. Wszyscy weszli - wyszli. Przychodzi czas na babeczke z niemowlakiem i staje się cud. Babeczka nas przepuszcza. Wiara w ludzi wraca. Dziecko zbadane, uszy czyste, płucka czyste, gardziołko zaczerwienione więc lipomal i nasivin ma załatwić sprawę. W nocy gorączka 39 więc czym prędzej do przychodni. Nawet numerek dostałam! Lekrza zbadała, mówi, że bez zmian ale innych leków nie dostaniemy ale widzi, że niepokojną matke trafiła więc zleca morfologię, crp i badanie moczu, żeby sprawdzić czy nic bakteryjnego. Wyniki w normie. Ale trafiliśmy do drugiego lekarza i 8 godzin później Miłosz ma już zapalenie górnych dróg oddechowych i zapalenie ucha! Przez katar! 
I ja się kurwa (!) pytam: CZY TO NORMALNE? 
Żeby z dzieckiem wystawać, prosić jak rumun pod kościołem o 5 złotych by nas wpuścili? By nas lekarz przyjął? By lek przepisał? 
Postanowienie: nigdy więcej pediatra państwowo. 
Serce mi pęka. Dziecko nie może oddychać, przypominam, że roczniak nadal oddycha nosem, choć troche stara się buzią ale jak ma oddychać nosem jak ma zatkany, no przecież nie wydmucha! I zaczyna się walka. O psiknięcie solą morską, o przystawnienie gruszki do noska i psiknięcie nasivinem. I wciśnięcie syropu, jednego, drugiego, potem antybiotyku, probiotyku i alerteka. I walka z czasem o sen. O kaźde 10-15minut. Bo nieprzytomny do granic możliwości budzi się, bo nie może oddychać. I to tylko zapalenie górnych dróg oddechowych. U roczniaka.

CHYLĘ CZOŁA MATKĄ CHORYCH DZIECI. KŁANIAM SIĘ I CAŁUJE RĄCZKI. JESTEŚCIE WIELKIE I MACIE U MNIE SZACUN JAK STĄD DO MEKSYKU. SERIO. 

Synu dziś skończyłeś rok... Noszę Cię na rękach, bo pierwszy raz w życiu usypiasz w moich ramionach czując ukojenie. Łzy lecą mi po policzkach aż spadną tobie na główkę. Jesteś spełnieniem moich marzeń. Moim wszystkim! Zdrowiej misiu. Kiedy indziej będziemy obchodzić roczek. 

Czytaj dalej