Nie tak miało to wszystko wyglądać!

Udostępnij ten post

Przecież mieliśmy świętować! Tort zrobić by Miłosz mógł umorusany pozować do zdjęć! Świeczka dumnie miała dawać światełko krzycząc: LUDZIE MIŁOSZ KOŃCZY DZIŚ ROK! Rok! Mój syn i moja duma! Serpentyny kupiłam, balony i confetti też! I co? Małpa w zoo. Bo mój kawaler zachorował... Zachorował pierwszy raz w życiu i mi po raz pierwszy raz w życiu tak serce pęka. Z niemocy! Z bezsilności. Bo ja przecież miałam obliczać składniki na zdrowy tort a nie mililitry syropów, łyżczeki antybiotyku, psiknięcia wody morskiej, krople probiotyków! Tfu! 
A zaczęło się tak niewinnie. Od lekkiej gorączki do 39,5stopni, kataru do pasa i kaszlu. A skończyło się na zapaleniu ucha. 
Więc wydzwaniam do lekarza. Od 7:30 numerki wydawane czas start, kto szybszy na telefonie to dostanie. I nie dostaliśmy. Więc biore dziecko, pakuje w wózek i witam recepcjonistke przychodni z bananem na ustach a dostaje kwaśną pomarańcze, bo babka dziś nie w sosie, bo nie ten rejon (choć rejonizacji już nie ma), bo... Bo kuźwa setka powodów ważniejsza jest od nas, bo tak i już. Ale dalej ciesze się, bo przecież lekarz mnie przyjmnie, zero ludzi w przychodni, nikt nie prycha, nie kicha, nie dostaniemy w gratisie innej choroby. "Lekarz przyjmie" - nic więcej nie usłyszałam ale nieważne, bo przecież przyjmie. I tak mija pięć minut, dziesięć. I widzę tą lekarz jak gada o dupie marynie a ja na rękach trzymam dziecko z gorączką. Ale spokojnie, przecież ma mi dziecko zbadać, nie będzie awantur. I wchodzi jedna babeczka z nastolatkiem, druga babeczka z dwoma chłopcami, trzecia babeczka z dziewczynką i babeczka z niemowlakiem. I co? I wtedy lekrza przyszła. Kiedy to za chiny ludowe mnie nie przepuszczą, bo przecież oni mają numerek. Numerek rzecz święta. Wszyscy weszli - wyszli. Przychodzi czas na babeczke z niemowlakiem i staje się cud. Babeczka nas przepuszcza. Wiara w ludzi wraca. Dziecko zbadane, uszy czyste, płucka czyste, gardziołko zaczerwienione więc lipomal i nasivin ma załatwić sprawę. W nocy gorączka 39 więc czym prędzej do przychodni. Nawet numerek dostałam! Lekrza zbadała, mówi, że bez zmian ale innych leków nie dostaniemy ale widzi, że niepokojną matke trafiła więc zleca morfologię, crp i badanie moczu, żeby sprawdzić czy nic bakteryjnego. Wyniki w normie. Ale trafiliśmy do drugiego lekarza i 8 godzin później Miłosz ma już zapalenie górnych dróg oddechowych i zapalenie ucha! Przez katar! 
I ja się kurwa (!) pytam: CZY TO NORMALNE? 
Żeby z dzieckiem wystawać, prosić jak rumun pod kościołem o 5 złotych by nas wpuścili? By nas lekarz przyjął? By lek przepisał? 
Postanowienie: nigdy więcej pediatra państwowo. 
Serce mi pęka. Dziecko nie może oddychać, przypominam, że roczniak nadal oddycha nosem, choć troche stara się buzią ale jak ma oddychać nosem jak ma zatkany, no przecież nie wydmucha! I zaczyna się walka. O psiknięcie solą morską, o przystawnienie gruszki do noska i psiknięcie nasivinem. I wciśnięcie syropu, jednego, drugiego, potem antybiotyku, probiotyku i alerteka. I walka z czasem o sen. O kaźde 10-15minut. Bo nieprzytomny do granic możliwości budzi się, bo nie może oddychać. I to tylko zapalenie górnych dróg oddechowych. U roczniaka.

CHYLĘ CZOŁA MATKĄ CHORYCH DZIECI. KŁANIAM SIĘ I CAŁUJE RĄCZKI. JESTEŚCIE WIELKIE I MACIE U MNIE SZACUN JAK STĄD DO MEKSYKU. SERIO. 

Synu dziś skończyłeś rok... Noszę Cię na rękach, bo pierwszy raz w życiu usypiasz w moich ramionach czując ukojenie. Łzy lecą mi po policzkach aż spadną tobie na główkę. Jesteś spełnieniem moich marzeń. Moim wszystkim! Zdrowiej misiu. Kiedy indziej będziemy obchodzić roczek. 

1 komentarz :

  1. Zdrowia dla roczniaka!! I mnóstwo uśmiechu! Co do naszej służby zdrowia... chyba lepiej nie komentować

    OdpowiedzUsuń