jesień...

Idzie jesień.
Tup, tup, tup...
Spadają liście z drzew, słoneczko nie świeci już tak mocno, żar nie leje się z nieba.
Kocham jesień.
Za te kolory, za złote promienie słońca, za płaszcze i szaliczki, za kawę pitą na ławce w parku. Za to, że przypomina mi o przemijaniu i wprost czerpię garściami z tego życia, zostawiając odpoczynek na zimę.
Pozmieniało się.
Miłosz rośnie. Rok temu był zaledwie ziarnkiem ryżu dziś jest już prawie 7kilo tego szczęścia. Rozpływam się patrząc w jego oczy. Jak to było gdy jego nie było? Gdy zarywaliśmy noce, wstawaliśmy po 16, chodziliśmy w środku nocy na spacery, piliśmy wino słuchając muzyki, rozmawiając przy tym na tysiące tematów, jakże odległych od dzisiejszego: "trzeba kupić pieluchy, bo się kończą"... Czy wróci ten czas? Nie sądzę. Czy chcę? Nie... Nie za cenę jego serduszka. Nie za cenę tych oczu wpatrzonych we mnie, tych rąk wyciągniętych w moją strone. Nie za cenę tej rozpromienionej twarzy, na której maluje się uśmiech, gdy na niego spojrzę. 
Kocham moje dziecko.
To takie banalne. 
To takie magiczne.


Czytaj dalej

Takim oto sposobem, Babymommy wykręciła się z życia innych.

Jaka jestem każdy wie.
Bezkompromisowa, bezpardonowa, dosadnie mówię co myślę i w przysłowiowej pałce mam to co ktoś sobie pomyśli. Fakt uczucia ranią, ranią i ludzie a ja jestem z tych ludzi, którzy bez ogródek cisną jeśli widzę, że da się wycisnąć cokolwiek.
Bycie matką jest spoko.
Tak myślę.
Autentycznie.
Ostatnio przeczytałam artykuł o macierzyństwie a uraziły mnie dwa słowa "macierzyństwo odmóżdża". I chciałabym powiedzieć Wam:
NIE, MACIERZYŃSTWO NIE ODMÓŻDŻA.
Odmóżdżone jest nasze społeczeństwo. 
Odmóżdzona jest laska, która twierdzi, że będzie sadzała dziecko 3-4 miesięczne (bo się rwie do siedzenia), bo dziecko wie samo co jest dla niego dobre albo jej kompanka twierdząca, że jej dziecko po prostu się doskonale rozwija.
Tak moje drogie tępe dzidy nautykajcie poduszek dziecku pod plecy i wykrzywiajcie je w chińskie osiem... Kuźwa... Mam ochotę przypierdzielić jednej i drugiej z patelni prosto w tępe głowy. 
Nie szkoda mi tych matek, szkoda mi dzieci.
Na początku sama się wkręcałam. Rady i porady mam. Ale co matka to inna sieka w głowie, co matka to inna rada. Stwierdziłam: połaczenia telefoniczne są tanie i z każda głupotą, zieloną kupą czy nadmiernym ślinieniem się Miłosza będę dzwoniła do pediatry. W końcu o moje dziecko chodzi. 
Wymiksowałam się z forum. 
Na fora już nie wchodzę, bo:
a) Matka pyta co jeśli - tutaj trafiają się pytania o opryszczki, kupy, odparzenia, kaszel, bóle brzucha i tak dalej - a mnie szlag trafia, że bagatelizuje jakiekolwiek objawy i pyta ludzi zamiast wziąć telefon i zadzownić do pediatry lub ruszyć dupsko w końcu na spacerze potrafi być 3 godziny ale lekarza omija szerokim łukiem.
b) Matka chwali się jak (wspomniane już) maleństwo siedzi podparte na kanapie (choć nie powinno), jak pięknie siedzi w nosidełku (choć nie ten czas) i jak to i tamto. Ta sama matka, która przed chwilą pytała co ma zrobić, oburza się i jedzie po bandzie z epitetami i tym, że PRZECIEŻ ONA WIE CO DLA JEJ DZIECKA JEST NAJLEPSZE, gdy tylko cicho wyszepczesz, że chyba coś źle robi.
Fuck, fuck, fuuuuuuck!
Mamo, tato, siostro, bracie jesteśmy ludźmi. Popełniamy błędy. Czasy się zmieniają, zmieńmy się i my. Nie jesteśmy nieomylni. Nie potrafimy czegoś? OK! Idźmy zapytajmy. Poprośmy o radę i nie bójmy się krytyki! 
Nie wchodzę już na fora. W przerwie między pieluchami, uśmiechami mojego syna a jego ciumkaniem cyca nie czytam o problemach innych. Nie czytam o sukcesach innych. Nie chcę wiedzieć czyj mąż nie pomaga przy dziecku a czyj uważa, że jest złą matką. Czyj czeka na obiad a czyj wie, że masz w kit obowiązków i sam po robocie zrobi Ci obiad. 
Nie... Nie... Nie!!!
To nie dla mnie.
Z butami nie wchodzę w czyjeś życie.
Zakładam buty i wychodzę na spacer ze swoim szkrabem starając dbać o niego najlepiej jak umiem. 

          Babymommy.
Czytaj dalej

Szczęście! 💞

Są dni kiedy zastanawiam się czy nie za dużo mam szczęścia. 
Są dni kiedy najzwyczajniej się boję, że wyczerpałam limit szczęścia.
Mam mężczyznę.
Faceta nad facetów.
Dostaję kawę do łóżka, uśmiech na dzień dobry, wolne od wszystkiego kiedy tylko chcę... Faceta, który poza tym, bym była szczęśliwa nie oczekuje ode mnie niczego. Faceta, który dał mi wolność wyboru, pokazał, że jeśli czegoś nie chcę to NIE MUSZĘ. Nic na siłę. Bycie sobą, bycie ekspresywnym, wolnym, szalonym, twórczym ponad miarę!
Jestem szczęśliwa. 
Kocham, pragne, szaleję.
     UŚMIECHAM SIĘ! 
Bo uśmiechanie się jest rzeczą naturalną!!! Pomimo tego, że większość osób uśmicha się fałszywie, warto codziennie rano spojrzeć w lustro i trzasnąć do siebie wielki uśmiech. Nie... Nie na siłę. Ale tak spojrzeć i pomyśleć: "jestem, żyję, mam to, to i tamto i jest mi z tym dobrze". 
Robimy glupią rzecz. Podlizujemy się matce, babce, mężowi, szefowi czy sąsiadce ale nie podlizujemy się sami sobie. Nie rozpieszczamy się. Nie sprawiamy by nam było dobrze. Mamy dziwną naturę by poprawiać jakość życia innym - zapominając o sobię.
Warto wprowadzić pare rytuałów by żyło się nam lepiej. 
Warto poświęcić czas na relaks, wstać kilka minut wcześniej (by choćby zrobić perfekcyjny makijaż), założyć ulubione ciuchy, by czuć się dobrze, przeczytać dobrą książke w domowym zaciszu i pozwolić by nic nam nie przeszkadzało. 
Stajemy się niewolnikami naszych przyzwyczajeń. Tłumaczymy siebie mowiąc, że "już taki jestem". Nie. Zawsze możemy być tym kim chcemy. Dziś możesz być chamem, gburem, wredną małpą - jutro pełną wrażliwości, empatii i czułości osobą.
A więc kocham, krzyczę światu, że jestem szczęśliwą kobietą! Czasem się złoszczę, wkurwi@m, płaczę, uśmiecham, emanuje dobrocią, raduje, klaszcze w dłonie, wygwizduję. Ekspresywnie mówię światu, że ja oto JESTEM. I zamierzam być! 
Sobą.
Jego kobietą.
Matką. Żoną. Ale przede wszystkim SOBĄ - bez norm, nie żyjącą wedlug Waszych zasad. 
Ja niepokorna - szczęśliwa! 


Czytaj dalej

Szpilki i kot...

Trochę mnie nie było. Trochę, bo nie było czasu, trochę chęci, trochę weny, trochę mocy do działania.

Moja miłość do mojego syna z innej matki (czytaj Biggiego) została wystawiona na ogromną próbę. Dziś rano znalazłam moje ulubione szpilki POGRYZIONE! Kot od razu się przyznał i nie wyszedł z kryjówki do wieczora. Jeszcze mu nie wybaczyłam, bo przecież to nie pies by zostawiać ślady swoich zębów na moich bucikach! Co on sobie myślał do cholery! Jak tak dalej pójdzie to kupię mu psa! 



Co jakiś czas zerkam sobię w kocie adopcję. Rozglądam się za kotkiem, kompanem dla mojego kocura. Znalazlam dorosła kotke, wierną kopię mojego Biggiego. Mówię:BIERE PANIE! Piszę pięknie, opisuję rodzinę, status, że dom, że się na kotach znam, że to, sro, tamto i co? Gucio. Bo Pani (mimo, że szukała domu dla kocicy na cito), powiedziała nam NIE, bo mamy dziecko a dzieci męczą zwierzęta. Powalona wolontariuszka. Oby ten kot codziennie srał jej do łóżka.
Jak adopcję mają się odbywać jak zawsze coś wymyślą?!
Fiutowo. Oj fiutowo...
Czytaj dalej

Dobra matka czyli kontynuujemy niedzielny temat:

Kontynuując temat warto pomyśleć nad sformulwaniem "dobra matka".
Dobra matka czyli jaka?
Taka co wyrzeka się siebie dla dobra dziecka? Ok.
Taka co wstaje w nocy o północy? Ok.
Taka co zawsze i wszędzie na pierwszym miejscu widzi dziecko? Ok!
Ale czy zawsze musisz robić to z przeogromnym uśmiechem na twarzy? Czy jesteś zła matką, bo jesteś zmęczona? Bo teraz może chciałaś zjeść a dziecko po raz piąty płacze a ty w głowie krzyczysz "cholera jasnaaaaaaaa!"?
Matko masz prawo być zmęczona. I masz prawo być leniwą matką!
Twoje dziecko nie kocha czystej podłogi czy wyprasowanych na sztywno ubrań. Kocha kiedy uśmiechasz się do niego szczerze, kiedy nie powiesz "farbami nie, bo będzie sprzątanie". Olej to! Zostaw te cholerne prasowanie i wyjdz z dzieckiem zagraj w zbijaka! A czemu nie?!
Przypomina mi się jak wracałam do domu z podwórka (a w rzeczywostości z wojaży po całej okolicy) z utytłanymi po łokcie rękoma, z uwaloną bluzką i dziura na kolanie. Wracałam do domu zmęczona przednią zabawą a jednak z obawami, bo matka będzie się darła. A przecież dziecko i tak musi się wykąpać i tak zmienisz mu ubranie. Wiec po co matko byłaś zła?
Wkurza mnie jak mówią mi, że moje dziecko jest idealne więc nie mam co marudzić. Bo nie miało kolek, bo usypia sam w łożeczku, bo na ogół jest grzeczny. Czy to znaczy, że nie muszę wstawać w nocy go karmić? Odkładać widelec z nadzianym już brokułem, bo obudził się i trzeba nakamić/zmienić pieluchę? Uprasować stosu ubranek? Nie zapominając o tym, że obiad trzeba zrobić, wstawić pranie, ogarnąć dom i nawet znaleźć 5 minut by wygłaskać kota i wyczesać futrzaka!
Wszystko nie jest kwestią organizacji, a odpowiedniego podejścia. Nie ustawie budzika na 6, żeby wyrobić się ze wszystkim. Po co?! Czy mój facet będzie szczęsliwy jeśli będę wygięta w chińskie osiem tak, że nie będę miała siły nawet z nim pogadać? Co mu da wysprzątany salon i wykwintny obiad jeśli nie zobaczy uśmiechu na mojej twarzy?
Jestem kobietą wygodną. Czasem coś zamówie, czasem obiadu nie zrobię. Czasem "nie zauważe" naczyń w zlewie czy okruchów na podłodzę. Czasem sama nawet nie zrobię prania.
Ludzie dziwią się, że nie jestem zmęczona. Że nie padam na pysk. Że jestem umalowana, ubrana, czysta, schludna i nie w dresie.
Dbam o siebie co nie znaczy, że traci na tym moje dziecko czy mężczyzna.
Pozwalam sobię na luksus jakim jest życie a nie egzystencja.
Matko żyj!


Na koniec wrzucam Wam film.
O tym, że mimo, że my same mamy siebie za nieidealne mamy, które muszą poprawić coś w sobie/swoim świecie w oczach naszych dzieci jesteśmy nieraz bohaterami.
Nie płakać mi tylko!!


Czytaj dalej

Szczerości nigdy za wiele...


Dziś trafiłam na wpis jednej z blogerek na temat macierzyństwa, dzieci i całego tego obrządku wokół domu. Cały wpis (a nie było to krótkie hop siup) można było streścić w jednym zdaniu, a mianowicie: Kiedy decydujesz się na dziecko wyrzekasz się własnego ja, wolności, pasji i jedyne o czym możesz porozmawiać z innymi to kaszki, zupki, kupki, bo nic innego w życiu Cię już nie dotyczy. 
Był to pięknie napisany bełkot. Piękna historyjka o tym jak kobieta poświęca swoje życie dla innej osoby i nie ma prawa/czasu/potrzeby chcieć zrobić coś dla siebie.
A ja pytam: DLACZEGO NIE?! 
Dlatego, że tego wymaga od nas świat? 
Zacytuje klasyke "nie żyj cudzym życiem, bo nie warto".
I tak ta sąsiadka obrobi ci dupę, bo dziecko nie jest przykryte po czubek glowy a ty miałaś czas założyć obcasy. 
Ok. Ustalmy jedno. Kocham swojego szkraba tak, że wszystko inne to pikuś. Nawet swojego faceta (wybacz Daddy) nie kocham tak bezwarunkową, czystą miłościa jak Miłosza. Jego małe rączki są och i ach a jego piękny uśmiech sprawia, że i na mojej twarzy tak z automatu pojawia się szeroki uśmiech. 
                                           ALE:
Mam prawo nie rezygnować ze swojego dotychczasowego życia. 
Mam prawo powiedzieć Daddiemu, że pierdziele nie wstaje - Twoja kolej.
Moje dziecko nie będzie zaniedbane jeśli wezmę go na rajd po sklepach. 
Moje dziecko będzie szczęsliwe kiedy ja będę szczęsliwa. 

Ludzie mówią, że skończyła mi się wolność. Ja się pytam: że niby ty jesteś szcześliwy, bo możesz iść na impreze i wrócić zalany w trzy dupy?! 
Wciąż jestem sobą, wciąż mogę obejrzeć "Gotowe na wszystko" leżąc na kanapie z zarzuconymi nogami na oparcie pisząc przy tym z koleżankami na fejsie. 
Skończę karmić Miłosza i będę mogła zamiast bavari napić się ulubionego wina słuchając muzyki. Będę mogła poszaleć. Od czego są babcie?! 
Jestem zawsze gdy moje dziecko mnie potrzebuje. Jest najedzony, czysty, spokojny. Za kilkanaście lat chcę by powiedział, że cieszy się, że dbam o siebie, że nie jestem "kapciem". 
Dla mnie sukcesem będzie jeśli powie mi, że mnie kocha pomimo tego, że nie stoi na świeżo wypastowanej podłodze! 
Dzieci wylecą z gniazda a my co w wieku czterdziestu, pięćdziesięciu lat zaczniemy drugą młodość? 
Kochajmy swoje dzieci. Dbajmy o nie, bo w końcu sami chcieliśmy je "mieć" (o "posiadaniu" dziecka mój wywód też tu zamieszczę - nie wszystko na raz) ale nie zapominajmy o swoich potrzebach. O swoim ja. Bądźmy czasem nawet egoistyczni. Wszystko w granicach zdrowego rozsądku.


Czytaj dalej

Piątek.

Pospaliśmy, kawka wypita, śniadanko zjedzone, kot dalej na fochu. 
Szybki misz masz z szafą i wychodzimy. Plan - kilka spraw i zakupy. Pójdzie gładko. Proste. A więc robimy te zakupy, ja z wózkiem z Miłoszem, Daddy z koszem. Jest pięknie, ładujemy te jogurty, sery, batoniki, czekoladku, żelki i inne żarełko, które skończą zalegając w moich udach i brzuchu motywując do kolejnej serii z Mel B. No nieważne. Delektuję się niespotykaną chwilą, że w sklepie jest max 10 osób, nikt nie gapi mi się do wózka, nie "guga" do Miłosza a samo Dziecko nie marudzi, że TU I TERAZ ma dostać jeść. Czytam etykiety bez pośpiechu z błogim spokojem. Myśle NICE. I jak mi nie przypierdzieli facet na wózku w nogę sepleniąc pod nosem coś w rodzaju "nie ma gdzie stać (bla bla bla)" a mnie szlag mało nie trafi, bo pomiędzy półkami ma ten metr dla siebie nawet gdyby ledwo widział wjechałby (gdyby chciał) jak w masło. Ale nie... Nie! I nie wiem, czy nie wydrzeć się na niego, bo ślepy czy co? Czy na tyle sfrustrowany, że musi komuś dowalić by nie było za pięknie. Bo w końcu nawet kolejki do kasy nie ma! I mam w sobie konflikt moralny. Bo co mi da wydarcie się na kolesia, baaaa na kogo ja wyjdę, skoro nie potrafię zrozumieć niepełnosprawnego. Z drugiej facet wykazuje mega postawę rozczeniową - NIE! - po prostu jest zwykłym chamem.
Ustępuje starszym miejsca w autobusach, puszczam kobiety w ciąży w kolejce w sklepie, traktuję wszystkich tak jakbym sama chciała być traktowana przez innych. Mówie proszę, dziękuję. A jednak ile razy bym nie wyszła gdzieś zawsze trafi się ktoś na fochu, z pretensją do życia, że w ogóle żyje i z zasady jak nie przypierdzieli ci wspomnianym wózkiem to zapierdzieli ci laską, bo mimo, że nie masz oczu w dupie to powinieneś człowieku widzieć, że babcia wybrała sobię akurat to siedzenie jako miejsce podróży. 
Fuuuuuuuck! Dajcie jakiś Nervomix czy cokolwiek, bo pozabijam! 
I idę z powrotem do działu ze słodyczami, bo nie wiem czy to mi cukier spada i jestem zwykła ździrą czy serio serio mam rację. 

Drogi świecie. Biorę głeboki wdech. Na wydechu mówie: tylko spokój nas uratuje.
Wrócę do domu wrzucę chill dubstep na głośniki. Podziękuję matce naturze, że mam zdrowie, syna, ukochanego faceta i wyślę w eter pozytywną energię i poproszę by kolejnym razem nie wystawiała mnie na próbę. 

Nauczę syna kultury. 
Tego, że świat jest niesprawiedliwy. 
Tego, że ludzie są sfrustrowani i jedynym ograniczeniem jaki narzuca nam świat w dobie 21 wieku jest to jakimi ludźmi jesteśmy i jakimi chcemy być dla innych. 

Pokój. Miłość. Wolność.

Czytaj dalej

Mommy ma imieniny...

Wczoraj wieczorem zaplanowałam, że będę od rana wdrążać w życie plan pt: "Relaxing mommy day".
 NIE ROBIE DZIŚ NIC. Znaczy robię ale dla siebie.
   Only me, myself and I.
Tak ułożyłam sobie w głowie, że wstane o 11, wypiję kawę i zjem śniadanie podane do łózka. Że wezmę kąpiel, zrobię porządny manicure i pedicure, wklepię w siebie wszystkie balsamy do ciała, zrobie fryzurę, z której będę zadowolona jak nigdy i trzasne taki makijaż, że Daddy będzie wariował (jak nie on to napewno jedna z jego części ciała). Tak zrelaxowana miałam - słuchając Etty czy Aterthy - leżeć na kanapie czytając coś mega babskiego, oczywoście w błogim spokoju. Obiad? Jaki obiad! Sprzątanie? Jakie sprzątanie! Nic totalnie nic mnie nie obchodzi... A jednak! 
A w rzeczywistości syn obudził mnie jak NIGDY o 7. Choć tłumaczyłam mu wczoraj, że to ja MAMA - będę miała dziś imieniny, bo dziś matki Izabeli. A on nic sobie z tego nie robiąc od 7 mnie ciągnął za kudły i kopał po żebrach tłumacząc, że czas by podać mu śniadanie. Po dobrej dawce kawy i jego kilku uśmiechach zapomniałam o całej akcji. Daddy zapytał co na śniadanie więc myśl powrótu do łóżka także prysła jak bańka na wietrze, zreszta jak wizja kąpieli, bo gdy odkręcałam kurek od kranu zorientowałam się, że wody brak.
Dżizus! 
Jest 11:35 a ja wciąż w piżamie z totalnym rozpierdzielem wokół. 
Dzień-kuźwa-dobry!


Czytaj dalej

Mommy handmading i inne pomysły:


A więc Mommy dopadła ostatnio mania recyclingu. Eko rodzice byliby ze mnie dumni mimo, że w dalszym ciągu powiększam dziure ozonową antyperspirantami i lakierami do włosów, choć na swoją obronę mam to, że zakręcam wode gdy myje zęby i zawsze mam przy sobię szmacianą (materiałową whatever) torbę na zakupy - no kuźwa zawsze coś na plus dla planety... ;)  
A więc ten recycling... 
Wyciągnęłam z szafy koszulę, w której rodziłam Lelka. Z ogromnym sentymentem wręcz ze stojącymi w oczach łzami stwierdziłam, że nadszedł czas by się z nią pożegnać (w końcu z rozmiaru eks,eks el wchodzę w em - do eski sporo brakuje...). Po krótkiej chwili wzięłam w ręce nożyczki, wyjęłam nici i guziki i uszyłam Mindi. Na przytulanke się nie nadaje dla Groszka (guziki i tem kwiatek) ale +10 dla pokoju ;) 





I tak pod nóż, młotek a raczej farbe i papier ścierny trafił nasz remontowy stołek (oj nie! raczej przyjaciel na dobre i złe zmiany wnętrz). Fatalnie wyglądał przed modernizacją. A teraz? Kocham ten pikowany, żółty materiał na obiciu! 



Oczywiście stołek najbardziej podpasował Biggiemu aka Charlie aka Czarnuch aka Ficiuś.



Aaaa i peeling! Peeling zrobiłam!
kawa + oliwka + ciut cynamonu = zajebiście cuda-działający kosmetyk! Cellulit wypierdziela z ud a ja czekam, aż Daddi powie, że tak sprężystej dupci nie miałam nawet przed porodem, tym samym uznam target za osiągnięty! 

Bez bicia sie przyznam, że moje cudowne, grzeczne i kochające patrzeć co to mama robi dziciątko daje mi czas na robienie to na co mam ochotę. A że w ciąży już się nabyczyłam za dużo, puszczam wodze fantazji i działam. Mam nadzieję, że niebawem będę mogła się pochwalić nowymi cudeńkami. Ołkej może stołek to nie mistrzostwo świata ale caman jakieś brawa, oklaski i wiwat na stojąco za same chęci się należą! 
Działaj matko, działaj!


Czytaj dalej

Laktator Lovi Prolactis

Będąc jeszcze w ciąży odezwała się do mnie przemiła przedstawicielka firmy Lovi. Zaproponowała mi testowanie laktatora ich firmy. 
Chodzi mi o ten laktator. 
http://lovi.pl/pl/produkty/13
Jeśli przeczytałaś jego cechu zostałaś zauroczona plusami produktu, pod którymi ja podpisuje się rękoma i nogami. 
Drogie mamy, będę szczera. Gdyby nie ten laktator mogłabym zapomnieć o karmieniu Miłosza piersią. Wróciłam ze szpitala z pogryzionymi sutkami przez Lelka, wręcz wyłam z bólu a próbkę bepanthenu, która dostałam w niebieskim pudełku zużyłam jeszcze w szpitalu. On głodny ja z chęciami choć bez siły. I wtedy oto stanął przede mną ten pieknie zapakowany laktator. 10 minut na wyparzenie nasadki, butelki i jakiś zaworków, dwie minuty na złożenie, gniazdko, kabel i ulga. Dziecko nakarmione, ja z bananem na ustach. Mamy, które wiedzą co to nawał pokarmu i pogryzione sutki wiedzą co czułam, te co nie wiedzą opisze kilkoma słowami: odprężenie, relaks i ulga.
Dziecko najedzone, nie "wisi" mi na piersi więc mogę się wpatrywać jak słodko śpi.
Jestem mamą, chcę dawać dziecku to co natura dała mi dla niego, kilka dni z laktatorem i:
Raz - ból piersi minął. Sutki zagojone, nawał usunięty.
Dwa - idealnie wyregulowana laktacja. 
Ja wiem, że każdy zachwala produkty, które dostanie do testowania ale ja ten produkt dostałam w maju - Lelek jeszcze nie był zdecydowany kiedy mu się zechce opuścić gniazdko. W czerwcu pełna euforii pisałam na forach jakie to cudowne urządzenie ale nie było tam kszty kłamstwa. Nie ma rzeczy, do której bym się przyczepiła.
1. 10 minut i 100 ml mleka ląduje w butelce
2. Szybko, w miare cicho (Daddy spał jak ja ściagałam mleko w łózku) i przede wszystkim bezboleśnie. Możesz regulować sobie siłę ssania a więc przy podrażnieniu unikasz bólu. 
3. Funkcja alarmu (regularne przystawianie dziecka do piersi ale i regularne sciaganie pokarmu pozwala utrzymac laktacje na wysokim poziomie).
4. Producent zaopatruje nas na starcie w wymienne części (zaworki, uszczeleczki - brzmi hydraulicznie ale uwierz mi, składa się go szybciej niż nagrzewa się prostownica do włosów). 
5. Masz możliwość podłączenia go do prądu ale możesz go używać na bateriach a gdy i bateri w plenerze zabraknie możesz uczynić z niego laktator ręczny, choć ja użyłam tej opcji raz, dla sprawdzenia co i jak. 
To co jednak nie pozwala na posiadanie go przez wszystkie mamy to cena. Nie jest to cena wygórowana, wszystkie firmy czy to Canpol czy Madela czy inna "każą" zapłacić za swoje elektryczne laktatory podobną cenę, jednak gdy kupimy wyprawkę dla dziecka, łóżeczko, wózek i stos pieluch możemy uznać, że na taki luksus nie możemy sonie pozwolić. 
Polecam z ręką na serduchu. Gdybym go nie miała pewnie ten kryzys byśmy przeżyli inaczej, bardziej boleśnie, może pojawiłby się baby blues a tak bycie mamą na starcie było czymś cudownym. 
Lovi. 
Dziękuje.






Czytaj dalej