Dziś trafiłam na wpis jednej z blogerek na temat macierzyństwa, dzieci i całego tego obrządku wokół domu. Cały wpis (a nie było to krótkie hop siup) można było streścić w jednym zdaniu, a mianowicie: Kiedy decydujesz się na dziecko wyrzekasz się własnego ja, wolności, pasji i jedyne o czym możesz porozmawiać z innymi to kaszki, zupki, kupki, bo nic innego w życiu Cię już nie dotyczy.
Był to pięknie napisany bełkot. Piękna historyjka o tym jak kobieta poświęca swoje życie dla innej osoby i nie ma prawa/czasu/potrzeby chcieć zrobić coś dla siebie.
A ja pytam: DLACZEGO NIE?!
Dlatego, że tego wymaga od nas świat?
Zacytuje klasyke "nie żyj cudzym życiem, bo nie warto".
I tak ta sąsiadka obrobi ci dupę, bo dziecko nie jest przykryte po czubek glowy a ty miałaś czas założyć obcasy.
Ok. Ustalmy jedno. Kocham swojego szkraba tak, że wszystko inne to pikuś. Nawet swojego faceta (wybacz Daddy) nie kocham tak bezwarunkową, czystą miłościa jak Miłosza. Jego małe rączki są och i ach a jego piękny uśmiech sprawia, że i na mojej twarzy tak z automatu pojawia się szeroki uśmiech.
ALE:
Mam prawo nie rezygnować ze swojego dotychczasowego życia.
Mam prawo powiedzieć Daddiemu, że pierdziele nie wstaje - Twoja kolej.
Moje dziecko nie będzie zaniedbane jeśli wezmę go na rajd po sklepach.
Moje dziecko będzie szczęsliwe kiedy ja będę szczęsliwa.
Ludzie mówią, że skończyła mi się wolność. Ja się pytam: że niby ty jesteś szcześliwy, bo możesz iść na impreze i wrócić zalany w trzy dupy?!
Wciąż jestem sobą, wciąż mogę obejrzeć "Gotowe na wszystko" leżąc na kanapie z zarzuconymi nogami na oparcie pisząc przy tym z koleżankami na fejsie.
Skończę karmić Miłosza i będę mogła zamiast bavari napić się ulubionego wina słuchając muzyki. Będę mogła poszaleć. Od czego są babcie?!
Jestem zawsze gdy moje dziecko mnie potrzebuje. Jest najedzony, czysty, spokojny. Za kilkanaście lat chcę by powiedział, że cieszy się, że dbam o siebie, że nie jestem "kapciem".
Dla mnie sukcesem będzie jeśli powie mi, że mnie kocha pomimo tego, że nie stoi na świeżo wypastowanej podłodze!
Dzieci wylecą z gniazda a my co w wieku czterdziestu, pięćdziesięciu lat zaczniemy drugą młodość?
Kochajmy swoje dzieci. Dbajmy o nie, bo w końcu sami chcieliśmy je "mieć" (o "posiadaniu" dziecka mój wywód też tu zamieszczę - nie wszystko na raz) ale nie zapominajmy o swoich potrzebach. O swoim ja. Bądźmy czasem nawet egoistyczni. Wszystko w granicach zdrowego rozsądku.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz