Pospaliśmy, kawka wypita, śniadanko zjedzone, kot dalej na fochu.
Szybki misz masz z szafą i wychodzimy. Plan - kilka spraw i zakupy. Pójdzie gładko. Proste. A więc robimy te zakupy, ja z wózkiem z Miłoszem, Daddy z koszem. Jest pięknie, ładujemy te jogurty, sery, batoniki, czekoladku, żelki i inne żarełko, które skończą zalegając w moich udach i brzuchu motywując do kolejnej serii z Mel B. No nieważne. Delektuję się niespotykaną chwilą, że w sklepie jest max 10 osób, nikt nie gapi mi się do wózka, nie "guga" do Miłosza a samo Dziecko nie marudzi, że TU I TERAZ ma dostać jeść. Czytam etykiety bez pośpiechu z błogim spokojem. Myśle NICE. I jak mi nie przypierdzieli facet na wózku w nogę sepleniąc pod nosem coś w rodzaju "nie ma gdzie stać (bla bla bla)" a mnie szlag mało nie trafi, bo pomiędzy półkami ma ten metr dla siebie nawet gdyby ledwo widział wjechałby (gdyby chciał) jak w masło. Ale nie... Nie! I nie wiem, czy nie wydrzeć się na niego, bo ślepy czy co? Czy na tyle sfrustrowany, że musi komuś dowalić by nie było za pięknie. Bo w końcu nawet kolejki do kasy nie ma! I mam w sobie konflikt moralny. Bo co mi da wydarcie się na kolesia, baaaa na kogo ja wyjdę, skoro nie potrafię zrozumieć niepełnosprawnego. Z drugiej facet wykazuje mega postawę rozczeniową - NIE! - po prostu jest zwykłym chamem.
Ustępuje starszym miejsca w autobusach, puszczam kobiety w ciąży w kolejce w sklepie, traktuję wszystkich tak jakbym sama chciała być traktowana przez innych. Mówie proszę, dziękuję. A jednak ile razy bym nie wyszła gdzieś zawsze trafi się ktoś na fochu, z pretensją do życia, że w ogóle żyje i z zasady jak nie przypierdzieli ci wspomnianym wózkiem to zapierdzieli ci laską, bo mimo, że nie masz oczu w dupie to powinieneś człowieku widzieć, że babcia wybrała sobię akurat to siedzenie jako miejsce podróży.
Fuuuuuuuck! Dajcie jakiś Nervomix czy cokolwiek, bo pozabijam!
I idę z powrotem do działu ze słodyczami, bo nie wiem czy to mi cukier spada i jestem zwykła ździrą czy serio serio mam rację.
Drogi świecie. Biorę głeboki wdech. Na wydechu mówie: tylko spokój nas uratuje.
Wrócę do domu wrzucę chill dubstep na głośniki. Podziękuję matce naturze, że mam zdrowie, syna, ukochanego faceta i wyślę w eter pozytywną energię i poproszę by kolejnym razem nie wystawiała mnie na próbę.
Nauczę syna kultury.
Tego, że świat jest niesprawiedliwy.
Tego, że ludzie są sfrustrowani i jedynym ograniczeniem jaki narzuca nam świat w dobie 21 wieku jest to jakimi ludźmi jesteśmy i jakimi chcemy być dla innych.
Pokój. Miłość. Wolność.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz