Że mamą o lekkim podejściu do życia jestem to już wiecie. Że z dystansem do wszystkiego też. Że syna nade wszystko kocham, tysiąc razy powtarzałam. Że blondyna ma syna i cieszy japę, bo mu zęboch wyszedł też wiecie. Ale, że nikt mnie nie uprzedził, że ja MATKA MIŁOSZOWSKA będę po prawie 6miesięcznych dniach luzu i relaksu, wysypiania się mimo noworodka, który nie moi kochani nigdy nie miał kolki, nigdy nie był marudny i już matki nie chciały mnie słuchać i mi wierzyć, że idealne dziecko mam. Tylko: "Mamo daj jeść, wykąp, pobaw się ze mną troszkę, zmień mi pieluchę i połóż do łóżka ja sam usnę". Po tych prawie 6 miesiącach mój synek, który uśmiech miał na twarzy zawsze, ma teraz smutną minkę? Jak ja ma to przeżyć? Dam przeciwbólowy syropek synku, tak. Ale mama chcę by już Tobie te zębochy jeden z drugim wyszły. Już prawie, prawie. Potem górne jedynki, dwójki, trójki... I jak ja mam ukoić jego ból, to, że go swędzi i drażni? Że ja nie wiem jak go boli, bo nie powie mi... I teraz śpi taki maluszek, wykończony ale budzi się jak nigdy w swoim życiu z płaczem i tylko mamy, mamy mu potrzeba. Czuję się bezsilna, mimo, że mam siłę góry przenosić.
Kocham tego mojego okruszka.
Ach śpij kochanie, jeśli gwiazdkę z nieba chcesz dostaniesz!
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz