Ot zwykły syrop...

Udostępnij ten post

Spacer. Park. Dzień jak codzień.
ja + Daddy i Lelek
Rozkoszuję się słońcem, październikowym ciepłem, ćwierkwniem ptaków... Wszystko jest super. Nie ma problemów. Jest rodzina i uczucie. I nagle staje się coś co z beztroskiego dnia wypełnionego dnia robi rozmyślankę o życiu i świecie...
Podchodzi do nas facet. Niezbyt czysty, niezbyt trzeźwy, dziwny...
Taki z rodzaju tych, co kiedy usiądą obok Ciebie w autobusie masz silną potrzebę przesiąść się.
I co? Podchodzi, mówi, że sorry, że na chwilę...
A ja myślę: " Wysępi 2 złote". 
I skucha.
Bo koleś, szalony, dziwny, odmienny wyciąga z kieszeni spodni (a miał coś a'la bojówki) to:

Syrop malinowy.
Mówi: "bierzcie to dla niej. Mam paragon, przed chwilą w TopMarkecke kupiłem. Bierzcie, ona karmi, przyda się".
Mnie zatkało. 
Daddy mówi: "dzięki stary"...
I przemyślenie:
Człowiek nastawia się, że ten koleś idzie do niego po 2 złote na wino a tu skucha. Podchodzi i sam daje coś od siebie.
Wyperfumowany facet w garniaku nie przepuści Cię na pasach, bo jesteś w ciąży czy z dzieckiem. Pani na obcachach z wyglądem "pani Prada" ma cię w tyłku, choć mogłaby przepuścić Cię w kolejce...

Ci co mają najmniej daję najwięcej.
Amen...

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz