Przed nami dziś było wyzwanie. Jak nakarmić i ubrać dziecko, zjeść śniadanie, wypić kawę, walnąć make up i się ubrać nie zapominając przy tym o kocyku, pieluszkach, chusteczkach, ciuchach na zmiane, książeczce zdrowia i awaryjnym simorku (smoczku). I wszystko to między 7:30 a 8. A dlaczego tak szybko? Bo się dupska nie chce ruszyć z wyra, kiedy dziecko śpi jak aniołek. Jak obudzić dziecko?! No jak przełamać się kiedy na wszelkie próby budzenia dziecko odwraca się wkładając demonstracyjnie smoczek w dzioba i ręką pokazując "halt!"? Ale udało się. Bez grymaszenia. Bez marudzenia. Dziecko cud. Jakoś wstaliśmy, ogarnęłam wszystko na tip top. Wsiadamy do samochu, jedziemy. Na 9tą przecież lekarz, stoimy na światłach radio eremefefem przypomina mi, że "minęła 9, czas na fakty" ale spokój. Dziecko śpi, damy rade. Jesteśmy 9:15. Lecę, co by nie myśleli, że mi nie zależy itd. W końcu to neurolog. W końcu kontrola. W końcu o dziecko chodzi. Jesteśmy. Rejestracja wita a ja z zadyszką mówię: "spóźnieni do dr Wilczyńskiej, kartę proszę szybko" i ta baba. Ten babsztyl mówi mi ze stoickim niemal spokojem. Takim co to w domach pogrzebowych się spotyka. "Coś się pani pomyliło, doktor jest na urlopie". Spazmy matka ma. Spazmy telepią ją od środka ale nie... Nie wybuchnę. Nie. Mówie: "W październiku dziecko zapisywałam, no co pani?! Myśli pani, że ja dla przyjemności dziecko o 7 rano budzę?", choć już moje ręce oczami wyobraźni widziałam u niej na tchawicy. No nic. Dzownione było podobno by nas "przestawić". Podobno, nawet adnotacje mi pokazała, że dzownili i smsa wysłali. No nic. Neurolog nie zając nie ucieknie... Za 4 tygodnie wizyta. Podobno...
No żesz kurwa mać!
P.S.
7:50 moje dziecko kochane. Mój skarb grzeczniutki. Czujecie to?!
No żesz kurwa mać! - sama bym tego lepiej nie podsumowała:)
OdpowiedzUsuń