Luty, luty, luty ach to ty...

Udostępnij ten post




Nie mam czasu ostatnio na nic. Niby siedzę w domu ale zawsze coś... Ale bez marudzenia, bo ja nie o tym chciałam dziś. Byliśmy w piątek w szpitalu na "bioderkach". W lato byliśmy prywatnie, bo terminy za 3 miesiące ale pediatra postawił diagnozę: DYSPLAZJA STAWÓW BIODROWYCH. Co ja się naczytałam i nadenerwowałam wiem tylko ja więc szybka wizyta prywatnie i minus 200 złotych z kieszeni, bo przecież usg + konsultacja ortopedy kosztują. Tak na marginesie świetna taka konsultacja. Zamiast zapłacić za samo usg bioder i jedno zdanie ortopedy "wszystko jest super" to nie, dodatkowo trzeba doliczyć konsultację, która w naszym przypadku trwała maksymalnie 3 minuty, bo ile razy i na ile sposobów można mówić, że dziecko ma bioderka książkowe. Idiota nie pediatra... Ale pół roku minęło od tego badania,
Miłosz z noworodka co cudem albo raczej przypadkowo przekręci się z pleców na bok czy na brzuszek zmienił się w raczkująco-stojąco-siadające dziecko. I kontrola musi być. Czekaliśmy 3 miesiące na wizyte. Wstaliśmy rano, pojechaliśmy na 8smą do szpitala na rejestrację by wyciągnąć kartę by między 9 a 11 być wywołanym przez lekarza. Absurd! 3 miesiące czekasz, żeby zamiast mieć konkretną godzinę to stać z małym dzieckiem (a Miłosz i tak był jednym ze starszych dzieci) i czekać na wyczytanie i to stanie godzinę przed by wyjąć kartę. No ale pojechałam po tą kartę, biorę "numerek" do koleji do rejestracji i co? Zero oczekujących. Raz ciach 3 minuty później rejestratorka mówi mi, że będziemy pierwi. No dzizus to jakieś wynagrodzenie za zeszłotygodniowego znikającego neurologa? Sama wizyta też trwała 5 minut. Bioderko prawe ciach, lewe ciach, na plecki powyginanie nóżek w chińskie osiem i ubieramy się. Nie wracamy tam już w tym roku. All is good! 



No i nasz Miłoszek skończył 8miesięcy. Znowu pytam kiedy? I jak to możliwe? I po co tak szybko? Pierwsze miesiące były prawie takie same a teraz? Teraz "nowości" w diecie dziecka, pierwsze raczkowanie, pierwsze mama i meme i baba i didi (taaaak Didi jest najlepsze) i pierwsze wstawanie przy meblach... I łóżeczko musieliśmy złożyć już tak jak powinno być zawsze, bo rano się budził i wędrował po łożku. Więc śpi nasz maluszek sam a mi pozostało trzymać go za rękę. Budzę się milion razy w nocy, by go okryć, by sprawdzić czy simorka nie wyrzucił za łóżko i czy na pewno ma dobrze ułożoną poduszkę. Wiem, że powinnam jakos odciąć tą pępowinę i o ile nie mam problemu z tym, że próbuje wstawać przy wszystkim i tyle rantów, kantów i zabawek porozrzucanych wszędzie czycha by jemu rozbić główkę to z tym by "nie zmarzł" mam. Ale powoli się przyzwyczajam. Och matko bardziej ty niż dziecko masz problem z jego "dorosłością". 













Aaaaaa i nasza Balbinka jest w ciąży. Ale ja się denerwuje! Na początku marca jeśli wszystko pójdzie dobrze zostanie mamą i bedziemy mieli malusie Devonki. Pochłaniam wszystko co wpadnie mi w ręce o kocich porodach. Wariuje...

P.S.
Kobiety i mężczyźni (wierzę, że tacy tu są) kliknijcie w ten baner, zapraszam do zabawy! 


Brak komentarzy :

Prześlij komentarz