Raz dziennie...

Udostępnij ten post

Raz na dzień się zdarza taki moment. Kiedy Miłosz śpi, koty są ciuchutko a Daddy szpąci coś w macu. Raz na dzień kiedy już zdążyłam zrobić wszystko co do matki i kobiety należy. Kiedy nie muszę nic. Totalnie nic poza rozkoszowaniem się zapachem i smakiem kawy siadam w fotelu, zamykam oczy i wsłuchując się w tą błogą ciszę i krzyczę w duchu: DZIĘKUJĘ! Dziękuję za cały dzień z synem, dziękuję, że wciąż jest zdrowy, że wciąż uśmiechnięty, że wciąż niezmąconą brudem i syfem przyszłość mu zaoferuje. Że za chwilę położe się obok niego by pocałować go w policzek, bo najnormalniej w świecie tęskie za nim. Tęskie za jego małymi rączkami, za jego dwuzębną buźką i uśmiechem i za jego "meme"! Tęsknie lecz jeszcze wciąż siedzę w tym fotelu, w tym, w którym siadałam by dać mu swoje mleko, jeszcze niby nie tak dawno, więc siedzę i dziekuję matko naturo za to, że bycie mamą napełnia mnie miłością i dobrocią i dziękuję, że on jest. Najlepszy jaki mógł być. 
Dziękuję. 


Brak komentarzy :

Prześlij komentarz