Niedzielne popołudnie, które wypełnia cisza. Cisza i bałagan. Ten mój mały brzdąc potrzebuje maksymalnego zainteresowania a nie czegoś w stylu "masz zabawkę i się baw". Salon to istne pobojowisko. Zabawki na całym dywanie i poza nim, na komodzie oparty jest materac wyjęty z łóżeczka (bo mój mały cwaniak staje przy komodzie ciągnąc za sobą szuflady a najmniej mi potrzeba jego robitej głowy, skroni czy wargi), misie, misiaczki, ubranka, skarpetki (jego, nie nasze, bo skarpety są cacy, bo przecież można je wsadzić do dzioba i tak pięknie się krzywić, bo jednak nie smakują jak jabłko), koce, kocyki etc. A więc siadam na kanapie z brakiem sił, bo już nawet dupska nie chce mi się ruszyć, by zrobić kawę. Siadam i patrzę na to miejsce zabaw. To które kiedyś było by puściutkie. Dywan byłby czysty, bez śliny, resztki kaszki i pluszowych przyjaciół. Koty mogłyby leniwie leżeć na fotelu, bo nikt nie ciągnąłby je za ogon. Kwiatek nie byłby wciśniety w kąt, bo przecież nie groziłaby mu wizja upadku na małą główkę. Na stole stałby MacBook i nie miałby schowanego kabla tak, by nikt nie mógłby za niego ciągnąć. Było by tak kurwa zajebiście czysto (tak właśnie kurwa i zajebiście, by podkreślić ten ład i porządek) i pusto. I cicho. Bez śmiechu dziecka, bez jego gaworzenia, bez meme i bez aaaaaaaa i abuuu. Bezsensu. Przez dłuższą chwilę poszukałam sobie w necie pokoi dzieci. Standard. Łóżko, dywan, plakat, naklejki (kółka, trójkąty nie żadne naklejki hello kitty) literki z imieniem. Sterylnie czysto. I wiecie czego tam zawsze brakuje? Dziecka. Szczęśliwego dziecka w swoim małym wielkim królestwie. Kredek i zabawek, książeczek i przytulanek. I ja za cholere nie wiem gdzie ludzie to wszystko trzymają. Możliwe, że jak perfekcyjna pani domu w pudłach, tylko po co?! Czy dziecko ma tylko chwilę się bawić? Nie może mieć w swoim pokoju bałaganu w postaci zabawek czy pierdzielnika na stole w postaci kartek i kredek? Tak myślę, skoro mój 7 (o zgrozo już prawie 8) miesięczny syn ma tyle zabawek, to gdzie to wszystko u dzieci 2-3-4 letnich? Jak Wy (no ok nie wszyscy) to wszystko ograniacie, że pokój dziecka sprowadzacie do poziomu minimal? Czy Wasze dzieci nie chcą mieć tapety z księżniczkami, kotkami, żabkami czy samochodami? Serio 3 letnie dziecko lubi swój szaro-niebieski pokój, gdzie jedyną ozdobą jest łapacz snów i plakat z cudnie wymyślonym sloganem?
Nie zapominajmy, że dzieci są dziećmi. Mega dużo jest teraz poradników "jak wychować dziecko, by po sobie sprzatało" ale nie zapominajmy, że pokój dziecka to pokój dziecka. Kolorowy, z zabawkami. Taki gdzie dziecko żyje. Rozwija się i jest szczęśliwe.
Też się zawsze nad tym zastanawiałam porównując pokój mojego syna z pokojami ze zdjęć na blogach. Pal sześć zabawki, może są sprzątnięte, ale czy naprawdę wszystko co potrzebne dla dziecka mieści się w jednej niewielkiej komodzie? Czy dziecku wygodnie bawić się na łysych panelach? I czy nie nudzi mu się szaro-biały wystrój?
OdpowiedzUsuńPokoje moich dzieci nie sa aż tak kolorowe, ale za to bawialnia bardzo, pełna super boaterów i kolorowych postaci z Disneya ;)
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie
http://mymunchkinss.blogspot.ie/