Spacer po ZOO

Udostępnij ten post

Korzystając z pogody wybraliśmy się do ZOO. W czwartek, w południe by tłumów rodziców, którzy swoje pociechy zabierają do ZOO w weekend. Było spokojnie, przyjemnie, bez tłoku i kolejek. Miłosz był wniebowzięty choć ja chyba bardziej. Kocham ZOO! Kocham zwierzęta - są piękne.
Wiele osób nam odradzało, bo Miłosz jest "za mały" i nic nie zrozumie, w dodatku na drugi dzień nie będzie pamiętał co widział. I może z drugim się zgodzę ale z pierwszym stwierdzeniem - zdecydowanie nie. I jeśli Miłosz nie pamięta ZOO i zwierząt to zdecydowanie było to najlepiej wydane 40 złotych (za wejście rodziców) w ostatnim czasie. Śmiejące się oczy dziecka są warte miliony. A miny Miłosz zmieniał co chwilę. Od ździwienia, przez zaciekawienie do śmiechu. Totalnie nie był zmęczony wędrówką choć mieliśmy zabawę z wkładaniem i wyjmowaniem go z wózka. Wyciągnięte w naszą stronę rączki mówiły "pokaż mi mamo". Chociaż przyznał szczerze nie wykorzystaliśmy potencjału tej wizyty. W połowie zwiedzania dopadł nas deszcz. Na moje nieszczęście gdy deszcz odpuścił i wyszło piękne słońce wszystkie kociaki (poza lwem i tygrysem) były zamknięte. Teraz w ZOO jest miejsce przeznaczone na piknik i duży płac zabaw (naprawdę spory) - nie byłam w ogrodzie tyle czasu, że nie pamiętam czy był wcześniej. Następnym razem pojedziemy z kocem i koszyczkiem łakoci, bo choć byliśmy przygotowani na zawyżone ceny (choć lody były tańsze niż w naszej cukierni) to nie sądziłam, że będę miała wybór miedzy hamburgerem a pierogami ;)
To co mi przeszkadzał to palenie papierosów. Według mnie powinien być zakaz.
Z pewnością wybierzemy się jeszcze do ZOO w najbliższym czasie. 








Miłoszek po mamie to ma - "Małpy? Nie moge na nie patrzeć" ;)











Deszcz nam nie straszny ;) 





























Brak komentarzy :

Prześlij komentarz