Motyle w brzuchu...

Udostępnij ten post

Ciepło na dworze się zrobiło. Latam bez kurtki, rozpuszczone włosy falują mi na wietrze. Czuje się inna dziś. Wolniejsza. Tak, zdecydowanie czuję się wolna. Idę jak młoda siksa z uśmiechem na twarzy, słucham śpiewu ptaków, czuję powiew wiosny, czuję motyle w brzuchu, wdech, wydech, westchniętcie i myśl: ZNAM TO UCZUCIE! Czuję się tak jakbym była zakochana. I wiecie co? Cholernie kurwa mać zazdroszczę wszystkim zakochanym. Zazdroszczę pierwszych spojrzeń, pierwszego trzymania się za rękę, tego całkiem niewinnego dotyku, odliczania do spotkania i smsów typu: "żyć bez ciebie nie umiem". Zazdroszczę. I nie dlatego, że mi źle z moim facetem. Jest mi zajebiście dobrze, choć codzienność czasem chce nas zadziugać swoją szarością, swoim rytuałem: pobudka, pielucha, mleko, całus, Dora, kawa itd... 
Pamiętam to podekscytowanie, te westchnięcia, spojrzenia w oczy, te spotkania. Sięgam pamięcią wstecz i żaluję, że te chwile przeminęły. Że jak się wiedzie to kuźwa już nie przeżyjemy motyli w brzuchu, nie dotkniemy się po raz pierwszy... Powaliło mnie! Kocham swojego faceta, bardzo. Każdy etap związku jest inny. Od zauroczenia, zakochania, latania, wystawania pod domem, bo żadne nie chce iść jeszcze do domu, jeszcze chwile, chwilunie, po pierwszą kłótnie, pierwsze zamieszkanie razem by w wielkiej kłótni krzyczeć "już mnie nie zobaczysz" i pierwsze godzenie się nad spakowaną walizką. Pierwsze poważne kocham, pierwsze skarpety w sypialni pod łóżkiem i odkrycie, że one wcale mi nie przeszkadzają... Pierwsza rybka, pierwszy kot i myśl o dziecku. Stało się. Ja wyemancypowana kobieta pragnąca siły i niezależności. Krzycząca o wolności, bo tylko woloność dawała szczęście i radość. Ja krocząca na szpilkach nowo obraną drogą, zarabiająca kasę, wybierająca z kim kiedy i po co w ogóle chce się widzieć. Ja! Ta która zmienić się nie miała. Ta która psa mieć nie chciała, bo za duże zaangażowanie... Łamiąca stereotypy. Ja! Pieprząca system i wszystko to co idealnie wpasowało się w jakiekolwiek normy. Ta właśnie dziewucha choć już od dawna kobieta zachciała mieć dziecko. Z tym facetem będącym koło niej 24/dobe od iks czasu, wspierającym, kochającym, wkurwiającym, opiekującym, zabawiającym etc. Ja i On wtedy we dwójkę wkrótce we trójkę mieliśmy tworzyć ten świat na nowo, od początku, od zera, tak by było idealnie wręcz miało kolić w oczy nasze szczęście. Plan spisany - realizowany. I oto jesteśmy. Żyjemy razem. Kochamy mocno, żyjemy intensywnie, idziemy ku lepszemu z dnia na dzień coraz pewniej i konkretniej. Idziemy i wiecie co?! Jestem zakochana. Wczoraj, dziś, jutro. Kocham. Miłością nową codzień. 
Kochać, iść dalej. 
Tworzyć przyszłość.
Kropka.

"Możesz nie być jej pierwszym, jej ostatnim, lub jedynym. Kochała wcześniej, może kochać ponownie. Jeżeli teraz kocha Ciebie, to co innego się liczy? Nie jest perfekcyjna, ty też nie jesteś, razem też możecie nigdy nie być doskonali, ale jeżeli potrafi cię rozśmieszyć, skłonić do myślenia, i przyznania, że jesteś człowiekiem i popełniasz pomyłki, zostań z nią, i daj jej jak najwięcej. Może nie myśleć o tobie w każdej sekundzie dnia, ale da ci cząstkę siebie o której wie, że mógłbyś nią złamać jej serce. Więc nie rań jej, nie zmieniaj jej, nie analizuj jej, i nie oczekuj od niej więcej niż może dać. Uśmiechaj się kiedy cię uszczęśliwia, daj jej znać kiedy cię denerwuje, i tęsknij kiedy jej nie ma."
Bob Marley


P.S. Nasz Miłoszek Groszek vel. Lelek skończył 9(!!!!!) miesięcy! Oh yeah! Już niebawem rok! Oh yeah nr 2! 




1 komentarz :

  1. Znam te wszystkie uczucia i w pelni sie zgadzam ;) Nauczylam sie traktowac kazda nasza nowa decyzje jak zakochanie :D Kazdy wspolny projekt i nowosc - dziala, wiadomo nie tak samo, ale w swoj magiczny pomysl :)

    OdpowiedzUsuń