"Jak wychować syna? Tak, żeby synowa nie narzekała!"
Że coooooo?! Że jak?! Wchodzę, czytam. Bo może ja źle syna wychowuje. Może to, że chce by był szczęśliwy, był sobą, trzymał uparcie w lewej ręce chrupka, bo lubi (o zgrozo będzie mańkutem? Będzie, jak lubi. A co!) i te de i te pe jest złe... Może ja powinnam już czytać te poradniki młodej, nowoczesnej matki?
Prasa krzyczy, że to nie tak to wszystko. Że matki muszą same wszystko. Nie słuchać mam, babć, cioć. Olać. Tradycja, metody sprawdzone, rozumiesz. Olać. Bo to be. Bo kiedyś człowiek wychowywał źle. Synowe mogą narzekać. Taka ja na przykład, no może nie ja, bo ja swojego faceta uwielbiam ale taka inna żona mniej szczęśliwa. Taka może narzekać, bo to pokolenie co na świat przychodzi i się wychowuje teraz to już nie. Bo kiedyś źle chowano dzieci. Teściowe rozpuścily swoich synów. Matki wymagały od córek by były gosposiami: tylko mop, gotowanie i pranie...
A teraz inaczej ma być, rozumiesz. Kobiety wyzwolone, mężczyźni kapcie, papcie nie pantofle ale pantoflarze jasne, czemu nie?!
Jakaś moda powstała. I ja mówię temu nie. NIE!
Ideałem byłoby wychować dziecko na człowieka szczęśliwego. Takiego co to ma pasje, lubi co robi i lubi ludzi, którzy go otaczają. Ideałem byłoby gdyby miał szacunek i szanował innych biednych, bogatych, ładnych, mniej urodziwych, mniej lub bardziej utalentowanych. Wiesz o co kaman? Starasz się, wypruwasz flaki, bo ten szkrab, który ledwo mama i baba potrafi powiedzieć sprawia Ci radość na maksa, że żyje, uśmiecha się, płacząc woła mama. Sprawia Ci radość i chcesz dla niego jak najlepiej a tu już musisz myśleć, by on nie był rozwydrzony, rozpuszczony, by za bardzo pobłażliwym dla niego nie być...
Przeczytałam artykuł na pewnej stronie... a co mi tam! chodzi mi konkretnie o to coś:
Czytam, bo sam tytuł wprawił mnie w złość ale może coś tam piszą ciekawego. Wyciągam wnioski: artykuł (e tam kilkanaście zdań na krzyż, bo co tu pisać) ja wam streszcze w jednym zdaniu.
Teściowe wychowały synów tak byśmy musiały zapierdalać za nich - nie popełniaj ich błedow.
Tak to rozumiem. Że my narzekamy na swoich mężczyzn (coś czuję, że mąż autorki ma dwie lewe ręce lub jest leniwy) to uczmy synów naszych by potrafili zrobić wszystko. Wróć! By chcieli, bo przecież mają ręce i mózg i potrafią, więc by chcieli robić wszystko. Się nie wyręczali.
Znacie mnie. Ja jestem za równouprawnieniem. Totalnie, jak ktoś chce coś robić niech robi (tylko dzieci nie krzywdzić!). Ale jak ja nie wyobrażam sobie mojego faceta myjącego okna tak on nie wyobraża sobie mnie z wiertarką. Tak mam. Nie dla mnie cieknący kran, zapchany zlew czy karnisz do powieszenia. Nie dla niego robienie prania (a uwierz mi potrafi) czy szykowanie ubrań dla dziecka "na jutro".
On odkurza, obiera ziemniaki (ja tego nienawidze) no generalnie są u nas w domu rzeczy, których ja nie robie i już. I wierzcie mi nie jest to zasługą mojej czy jego matki, że tak u nas jest. Bo to komporomis, wolność i nawyki. Nasze. Wciąż nasze.
I oburzenie moje. Autorko tego chłamu.
Syna radzisz zmieniać komuś? Bo przysłowiowej deski nie opuszcza? A mężowi to co? Nie potrafisz powiedzieć? Nie potrafisz od dorosłego faceta wyegzekwować by pozmywał? Masz jakiś problem z teściową? Zmień swoje życie nie cudze!
Jasne czasy się zmieniają. Ręka do góry czyj facet nie umył podłóg jak byłyście w ciąży? Czyj facet nie wstawał do dziecka gdy płakało? Czy facet nie angażuje się w domowe sprawy? Czasy się zmieniły. Na mężczyznach można polegać. Mężczyźni potrafią i chcą być rodzinni. Dbać o rodzinę. Nie tylko kasa i piwo i mecz w tv z gaciami na dupsku. Feee.
"Wniosek jest prosty. To, jak wychowywały synów nasze mamy i teściowe nie powinno być dla nas wzorem".
Nie? Serio? Ja marze by mój syn był taki jak jego ojciec tfu jak tata kochany. Tata Miłoszowi zmienia pieluchy, ogarnia te męskie wiertarki, wkrętarki, młotki i śrubokręty. Ma w sobie kulturę, ma swoje pasje, sprzątnie, odkurzy itd. Co nie znaczy, że nie zrobię tego i ja. Facet szanuje mnie, nasze dziecko, ludzi wokoło. Wiecie nie miękka klucha ale facet z krwi i kości, który dawno temu już wyrzucił stereotypy do kosza. Jasne, że czasem upchnie coś w koszu, by nie iść opróżńić kosza. Czegoś nie widzi, czegoś mu sie nie chce o coś się potknie i trudno niech to leży, bo się nie chce. Ale czy my też tak nie robimy? Czy jesteśmy bez skazy? Nie! Jesteśmy ludźmi nie nadludźmi.
No ludzie kochani co to w ogóle ma być!
Ja kochani jestem jaka jestem.
Radzić Wam nie będę.
Sama sobie musze jakoś radzić z macierzyństwem.
Ale życze Wam by Wasze dzieci robiły to co lubią.
Jak chcą być czyjąś żoną i poświęcić życia na bycie gospodynią domową - niech będą. Jeśli synowie nie chcą czegoś tam robić - niech nie robią.
Nikt nie każe być komuś z kimś. Oddając swoje serce godzisz się na wady i zalety tego drugiego człowieka.